Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the all-in-one-seo-pack domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/cheflab/domains/chef-lab.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
CHEF LAB - blog szefa kuchni restauracji Lechalet w Murzasichlu - Page 7

Croque Monsieur

Ostatnimi czasy nachodzi mnie ochota na bardziej treściwą kolację, robi się coraz zimniej i tym samym dobry zapas kalorii na pewno nie zaszkodzi. Dobry hamburger czy jak to teraz modnie się zwie „Burger” zawsze zaspokoi nawet największy głód, lecz dobry „Croque Monsieur” wcale nie będzie gorszym rozwiązaniem.

Będąc swego czasu w Paryżu niezwykle urocze było to ,że na każdym rogu ulicy mogłem dostać a to naleśniki z nutellą czy tosta z serem. Pyszna kanapka a la Croque Monsieur była zawsze moim faworytem i do dziś jest to jeden z moich głównych powodów żeby powrócić do miasta zakochanych.

W Polsce raczej ciężko o dobre Croque Monsieur, ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby zrobić sobie taką przyjemność samemu w domu. W sumie jest to prosta sprawa ,czasu też niewiele zabiera.

Do dobrego Croque potrzebne nam będzie dobry chleb tostowy, ser , beszamel i wędlina. Im lepsze składniki tym lepszy efekt końcowy 🙂

Na dobrą sprawę najtrudniejsze to beszamel. Zamiast beszamelu niektórzy jak Ducasse wolą używać „creme fraiche” zagęszczonej żółtkiem, ale my nie jesteśmy tacy hej do przodu, na razie tradycyjna wersja spokojnie zaspokoi nasze podniebienia. Zacznijmy właśnie od beszamelu, potrzebne nam będzie :

50 gr mąki

50 gr masła

500 ml mleka

łyzka soli i trochę gałki muszkatołowej

Dla niektórych beszamel to ciężka sprawa , ale dlatego że rzadko ją robili. Ogólnie to nic innego jak mleko zagęszczone zasmażką i właśnie najważniejsza sprawa w tym wszystkim to dobrze uprażyć mąkę z masłem. Do rondla dodajemy najpierw masło,rozpuszczamy i później dodajemy mąkę i smażymy tak aż do momentu jak konsystencja będzie dość płynna. (najpierw całość sie zagęści do gęstej papki, później zacznie być coraz płynniej) . Na małym ogniu zwykle to trwa jakieś 4-5 minut. Po tym czasie dopiero dolewamy zimne mleko!!!! To ważne, mleko musi być z lodówki i musi zajść dość burzliwa reakcja . Złota zasada do dobrego beszamelu to różnica temperatur między zasmażką i mlekiem. Wielu robi błąd i podgrzewa mleko do beszamelu. Jak mamy gorącą zasmażkę mleko musi być zimne , odwrotnie jak mamy zimną zasmażkę ( przygotowaną z wyprzedzeniem ) mleko trzeba podgrzać. Zalewamy całą odmierzoną ilością mleka , nie jak niektórzy, że dodają po trochu. Później gotujemy aż do zagęszczenia i na koniec zostaje nam tylko dosolić sos, przykryć folią i odstawić w lodówce do schłodzenia .

Jak mamy beszamel to dalej zostaje ser i wędlina . Co do sera to najlepiej byłoby mieć Gruyere, ale dobry włoski Montasio, czy Dobbiaco według mnie też jest świetnym rozwiązaniem . Można tez dać w ostateczności dobrą Goudę, ważne tylko żeby ser się fajnie topił i miał smak.

Wędlina powinna być tradycyjnie wędzona a tego u nas w Polsce mamy pod dostatkiem. Sucha Krakowska dobrze pasuje, dobry boczek też nie zaszkodzi. Lepiej szynka gotowana , konserwowa puszcza wodę ,więc sie nie nadaje.

Przechodząc do meritum sprawy tosta robimy tak, ze smarujemy najpierw jedną kanapkę beszamelem którą przykrywamy wędliną i serem. Drugą kanapkę robimy tak samo i kładziemy na pierwszą . Tak dwuwarstwową kanapkę wkładamy do pieca o dość dużej temperaturze ( 220 stopni ). Po 10 minutach mamy pyszny francuski tost rodem z Paryża i zostaje nam tylko cieszyć się jego smakiem i ewentualnie wypić do niego lekko schłodzone Chablis lub Vermentino z Ligurii.

Dla urozmaicenia na koniec podpowiem, że możecie dodawać różne składniki – tylko beszamel i ser są obowiązkowe.Jak dodacie jajko sadzone na górze automatycznie bedziecie mieli Croque Madame, które też jest mega smaczne 🙂

Wildbaher Metodo Classico Col Sandago. Degustacja rocznika 2013

Długo nie pisałem o winach, więc czas to nadrobić . Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o wyjątkowym musiaku a konkretnie o Wildbaherze winifikowanym metodą szampańską z domu Col Sandago.

Nie ukrywam, że od jakiegoś czasu w naszej restauracji staramy się poszerzyć ofertę win musujących. Wbrew temu co wielu sądzi, musujące wina nie tylko warto pić podczas świętowania, świetnie nadają się również do food paringu. Wprowadziliśmy jakiś czas temu Widlbahera rózowego, o którym szerzej napisałem tutaj i teraz myślę, że nadszedł powoli czas, żeby wprowadzić do oferty coś bardziej poważnego.

Mowa oczywiście o Wildbaherze winifikowanym metodą klasyczną, który zakupiłem w grudniu zeszłego roku podczas targów winnych Enoexpo (Premium Wines).

Jak to przystało na dobrego szampana, na dobrego Wildbahera również trzeba trochę poczekać. Mimo młodego wieku jednak to wino bardzo dobrze się prezentuje i co najważniejsze widać w nim duży potencjał.

Drobne bąbelki dostarczyły mi piękne kwiatowe zapachy , z różą na pierwszym planie jak na Wildbahera przystało. Nos konkretny, ale smak jeszcze bardziej. Czuć było mocno poziomkę i skórkę chleba co świadczy, że to wino jeszcze ma wiele pracy przed sobą.

Zostawiłem go bez korka w celu lekkiego utlenienia i po godzinie znów to samo. Bąbelki trochę bardziej leniwie wspinały się na górę, ale zapach nadal był dość zaakcentowany. Na pewno to wino wymaga czasu ale już dziś możemy mieć pewien obraz jak sie może prezentować za kilka lat. Na pewno z czasem nabierze więcej elegancji, mogą sie pojawić nuty likierowe i nie ukrywam że to najbardziej cenie w starych szampanach.

Przyznaje również że ciągle nie dowierzam możliwości, jakie może dawać Wildbaher. Oczarowuje mnie pod każdym względem, czy to jako młode czy długo potrzymane na drożdżach wino. Po prostu niesamowite pod każdym względem. Piękne wino.

Kwiaty Tatr. Piękno na wyciągnięcie ręki.

Podczas nie jednej wędrówki w Tatrach miałem okazje podziwiać piękno rosnących tutaj roślin. Lubie chodzić szlakiem, który dookoła emanuje kolorami przyrody. Żółć to niewątpliwie jedno z najbardziej popularnych kolorów wysoko w Tatrach (razem z bielą w sumie), ale w zależności od pory roku spotkać można tutaj tez często fiolet i róż. Czasami czerń też się pojawia , co mogłoby by się wydawać dziwne .

Tatry malują się nam na różne kolory, na przełęczach i w dolinach mamy to najbardziej zaakcentowane. Miło się zatrzymać, porobić kilka zdjęć, żeby później w domu przeanalizować co to za cudowny twór ( lubię rośliny i plusem nad zwierzyną to fakt, że one się ludzi nie boją) .

Ostatecznie zawsze mój „timing” na szlaku jest dość słaby, bo co rusz trzeba zrobić zdjęcie tym pięknym kwiatom, ale drugiej strony jaka przyjemność ,kiedy przegląda się zdjęcia z wycieczki już w domu na wygodnym fotelu z filiżanką gorącej herbaty.

Podczas szyfrowania roślin bardzo przydaję się Google Lens, nowa rzecz i naprawdę bardzo fajna . Oczywiście do głębszej analizy zawsze trzeba mieć dobrą książkę lub poczytać kogoś, kto na botanice zna się dobrze (jak na przykład Dominika Kustosz).

Z ciekawych rzeczy, które ostatnio bardzo przyczyniły się do zwrócenia większej uwagi na piękno tatrzańskiej flory, warto śledzić polską projektantkę (ORSKA ) która to wraz z TPN prowadzi bardzo ciekawy projekt nowej biżuterii inspirowanej górskimi kwiatami . Bardzo ładnie to wygląda i myślę, że jest to świetny pomysł na prezent dla miłośniczki górskich wypadów.

Mi osobiście wystarcza piękno, które spotykam na szlaku i właśnie z tego powodu już nie mogę się doczekać kolejnej wycieczki . Zostaje mi tylko odczekać az w końcu przestanie padać , słońce się pojawi i Tatry znów jak za sprawą magii zaczną się mienić w kolorach tęczy.

Giewont. Opis szlaku z Kuźnic

Najbardziej rozpoznawalny szczyt w Polsce to bez dwóch zdań Giewont. Każdy, kto przyjeżdża do Zakopanego pragnie by prędzej czy później na niego wejść. Być w Zakopanem i nie być na Giewoncie to jak być w Luwrze i nie zobaczyć Mona Lisy.

Legenda Giewontu

Mieszkam pod Tatrami już parę ładnych lat, lecz w sumie nigdy do tej pory nie byłem na Giewoncie. W szkole pamiętam jak organizowali kilka razy wycieczki na Giewont, jako ministrant też miałem okazje wybrać się na Giewont z przewodnikiem, lecz jakoś nigdy nie było mi po drodze z tym Giewontem. Dziadek jako leśniczy opowiadał mi różne historie związane z tą górą – jedną na pewno znacie i to jest ta słynna ze śpiącymi rycerzami. Ponoć w wyrytej pod Giewontem jaskini do dzisiaj czuwają rycerze koronni, żeby w razie niebezpieczeństwa walczyć za nasz kraj. Oczywiście ile w tym prawdy sami wiecie, ale nasz umysł płata figle i dzisiaj dzięki tej opowieści, Giewont jawi się nam sylwetką śpiącego rycerza.

Krzyż na Giewoncie

Szlak na Giewont ogólnie to jeden z najbardziej popularnych szlaków w naszych Tatrach. Długo się zastanawiałem z jakiej to przyczyny , bo przecież ani to nie najwyższa góra ani najłatwiejsza do zdobycia.Rozum każe mi jednak twierdzić, że popularność Giewontu niewątpliwie jest spowodowana krzyżem.

Krzyż ten na Giewoncie postawiono z inicjatywy zakopiańczyków i ich proboszcza Kazimierza Kaszelewskiego w 1901 roku. Ładnie się prezentuje z daleka, ale z bliska moim zdaniem ta konstrukcja kratowa trochę szpeci.Krzyż jednak czy się jednym to podoba czy nie, dzisiaj na Giewoncie jest już ważnym symbolem tego miejsca. Ciekawa sprawa, że od niedawna podświetlany jest co roku, dokładnie 2 kwietnia o 21.37 co związane jest z rocznicą śmierci Jana Pawła II, którego górale bardzo lubili.

Jak wysoki jest Giewont?

Wracając do samego Giewontu to warto wiedzieć, że wbrew temu co ludzie sądzą, niej jest to najwyższa góra w Tatrach. Giewont mierzy 1984 m.n.p.m.( są różne pomiary, ten pochodzi z Wikipedii ) i należy do Tatr Zachodnich, a nie Wysokich . W Tatrach Zachodnich również nie jest on najwyższym szczytem z uwagi, że wyższa jest słowacka Bystra (2248 m.n.p.m.) Giewont mimo to jednak robi wrażenie, szczególnie jak się spojrzy na niego z Zakopanego. ( nad miastem góruje 600 metrowa ściana ) . Sam Eljasz-Radzikowski pisał, że ” …z każdej prawie chaty Giewontu widać , toteż słusznie się mu należy tytuł króla zakopiańskiego.”

Ile idzie się na Giewont ?

Co do szlaku na Giewont fajna sprawa jest taka że mamy kilka opcji do wyboru, ja akurat wybrałem szlak najmniej wymagający, czyli ten niebieski z Kużnic przez Kalatówki i Hale Kondratową. Ogólnie idzie się z Kuznic jakieś 3,20 h a różnica terenu to jakieś 897 m.

Ponoć bardzo ładna trasa jest ( z uwagi na widoki ) żółta przez Dolinę Małej Łąki. Nie byłem, więc nie potwierdzam, lecz chodź idzie się krócej (3,14 h) to trasa wygląda na dość stromą z około 1010 m różnicy terenowej.

Jak znów chcemy przy okazji zaliczyć inną atrakcje po drodze -np. wodospad Siklawice , to warto wybrać szlak zaznaczony na czerwono z Doliny Strążyskiej. Różnica terenów to 975 m a idzie się 3,30 h.

Na koniec mamy jeszcze jeden wariant wcale nie łatwiejszy jak wielu sądzi – czyli szlak na Giewont z Kasprowego. Miałem akurat okazję przejść sie tym szlakiem i uważam, że wcale nie jest on taki mało wymagający jak wielu twierdzi. Z Kasprowego idziemy czerwonym szlakiem przez Goryczkową Czube i tutaj różnica terenowa jest 528 m na wejściu a 621m na zejściu. Spotkałem wiele osób podążając tą trasą na Giewont, nie mając pojęcia w co się pakują. Wielu wręcz było też zdziwionych, że jest to tak trudna trasa i w sumie długa, bo idzie się około 2,55 h .

Czy szlak na Giewont jest trudny?

Idąc na Giewont pierwszy raz szczerze spodziewałem się dużej dawki adrenaliny. Są łańcuchy, przepaście i nie będę sciemniał że jest bezpiecznie , bo nie jest. Z drugiej strony, jak jesteśmy dobrze przygotowani to sama góra nie jest dużym problemem. Największym niebezpieczeństwem na Giewoncie bez wątpienia moim zdaniem są tłumy ludzi. Wielu wybiera się na Giewont w złych butach i z słabą kondycją co stwarza zagrożenie dla innych. Kamienie są mocno tutaj wypolerowane, jako że trasa ta jest mocno eksploatowana (w wilgotny albo deszczowy dzień może tu być naprawdę bardzo niebezpieczne). Ludzie druga sprawa nie umią korzystać z łańcuchów i szarpią je albo co gorsza w ogóle z nich nie korzystają i schodzą ślizgając się na tyłku.

Uwazam że jak sie wybierzemy z samego rana, kiedy jest mniejszy ruch, Giewont jest do zaliczenia bez problemu. Ja tak zrobiłem i przyznam się, ze choć mam lęk wysokości na Giewont wszedłem i zszedłem sam bez większych problemów.

Na koniec jeszcze jedna mała rada. Jak nie czujemy się w stu procentach na siłach pamiętajmy, że wycieczkę na Giewont można zawsze przełożyć. Giewont był, jest i raczej długo jeszcze postoi, więc nie ma pośpiechu.

Bronte. Zwiedzanie Sycylii

Jak kochacie pistacje to na pewno słyszeliście o tych włoskich z Bronte. Są znane na całym świecie i nie bez przyczyny zyskały na sławie bo są to jedne z najlepszych pistacji na świecie.

Będąc na wschodnim wybrzerzu Sycylii nie mogłem nie okrążyć Etny dookoła i tym samym jako wielki wielbiciel pistacji nie zajechać przy okazji do Bronte. To tutaj w tym małym miasteczku u stóp wielkiego wulkanu znajdują się niesamowicie efektowne sady pistacji.

Jak wygląda pistacja ?

Pistacja jest średniej wielkości drzewem, który raz do roku właśnie daje pyszne owoce. Zbiera się je  w środku lata w chwili kiedy owoce zmieniają kolor z czerwonego na biały.  Drzewko  na dobrą sprawę rośnie wśród skał wulkanicznych i zostało tutaj zasadzone prawdopodobnie przez turków co o dziwo znalazł swój idealny mikroklimat. Zbiór owoców jest  wyłącznie ręczny z uwagi na bardzo trudny teren (same skały) , który uniemożliwia wjazd jakiejkolwiek maszynie. Jak rozmawiałem z osoba która zbiera owoce pistacji okazuje się że praca przy zbiorach jest niezwykle wyczerpująca, bo pistacja podczas upałów wydziela lepką substancie która przykleja się do wszystkiego . Nie dość że zbiory są wykonywane na  pełnym słońcu, to jeszcze mamy właśnie do czynienia z tą lepką substancją która przykleja nam się do ubrań i rąk. Nie bez przyczyny zresztą pistacje z Bronte nie są tanie, ale w sumie i tak za tanie jak na tą mega pracę jaka się za nimi kryje. Zbiór wykonuje się co dwa lata żeby drzewa miało możliwosć regeneracji a  po zbiorach trzeba pamietac żę pistacje są jeszcze wystawiane na krótki okres suszenia   i póżniej dopiero są gotowe do spożycia . Ważna kwestia dla konesera pistacji to fakt że  prawdziwe pistacje z Bronte nigdy nie są solone ani prażone. To z prostej przyczyny że  te pistacje nie potrzebują dodatkowych zabiegów potęgujących ich smak w przeciwieństwie do tanich pistacji z plantacji z poza Europy. Należy podkreslić jeszcze oczywistą rzecz ze pistacja z Bronte nie jest nawożona, ani szczególnie chroniona pestycydami co kwalifikuje ja do żywności ekologicznej .

Co wyróżnia pistacje z Bronte ?

Jadłem nie raz pistacje kupione tu i tam lecz trzeba przyznać racje, że ta z Bronte na pewno jest najbardziej subtelna. Charakteryzują się maślanym posmakiem i lekką słonością, która wynika wyłącznie z samego owocu. Na pewno cena jest bardzo wysoka, bo w sklepie producenta za paczkę 250 gr zapłaciłem 12 euro, ale z drugiej strony raz na jakiś czas można sobie pozwolić na takie luksusy. Oczywiście  przemysł pistacjowy nie kończy się tylko na samych suszonych owocach, lecz oferuje o wiele więcej. Z pistacji z Bronte wytwarza się pyszne likiery, kremy z dodatkiem czekolady no i oczywiście niepoliczalną ilość tradycyjnych słodyczy .  Prawdopodobnie jak jedliście dobrej jakości Cannolo na Sycylii to również na końcach kremu spróbowaliście pistacje z Bronte w postaci posypki.

Samo Bronte na dobrą sprawę nie oferuje nic szczególnego a i pistacja tutaj też nie jest zbyt promowana. Polecam wam jednak wypad w to miejsce chociażby z uwagi na piękny krajobraz które tworzą właśnie te wyjątkowe drzewa która dosłownie wyrastają ze skał .

Parmezan z Czerwonych Krów

Podczas tegorocznego wyjazdu do Emilii Romagni, miałem ściśle określone zadanie zgłębienia się w lokalną kuchnię, która od zawsze mnie fascynowała z uwagi na jej prostotę i smak.

Kuchnia tego regionu jest niewątpliwie oparta o najwyższej jakości produkty lokalne a najbadziej znanym oczywisćie jest parmezan. Oryginalny Parmigiano Reggiano, który zwykle zwie sie nazywać parmezanem potrafi charakteryzować się różnymi odcieniami smaku, głównie spowodowanymi jakością mleka, która jest uzależniona od miejsca hodowli bydła, jego odżywianiem i oczywiście końcową fazą dojrzewania.Tak jak dobry oscypek, dobry parmezan rodzi się tam gdzie trawa jest najlepsza a zwierzęta żyją w zgodzie ze swoją naturą.

Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o wyjątkowym parmezanie a konkretnie ujmując o parmezanie z mleka czerwonych krów rasy „Rossa Reggiana”.

O co chodzi z tym parmezanem z czerwonych krów ?

Tego dnia idealnie się złożyło, że niedaleko naszego noclegu na wylocie od Reggio Emilia było tylko jakieś 15 min do mleczarni gdzie znajduje główne konsorjum Czerwonej Krowy . Była niedziela i do końca nie wiedziałem, czy uda nam się cokolwiek kupić, ale pełen optymizmu wbiłem docelowe miejsce w moim garminie i po 15 minutach byłem już na miejscu.

Konsorcjum jak się okazało było otwarte również i w niedzielę, co zresztą na dobrą sprawę było całkowicie logiczne z uwagi, że krowy przecież nie mają wolnego dnia i w niedziele również muszą być dojone. Niezwykle uradowany tą sytuacją zmierzyłem w kierunku wejścia gdzie znajdował się główny sklepik . Jak się okazało w tym małym sklepiku znajdziemy wszystko czego dusza zapragnie, począwszy od parmezanów dojrzewanych w różnych okresach po inne mniej pożądane produkty jak masło, jogurt czy ricotta (oczywiście wszystko z wykorzystaniem mleka czerwonej krowy Reggiana).

Pokupiliśmy troche tych produktów na spróbowanie a na koniec sklepikarz również dał nam na sbróbowanie rzadki kawałek pięcio letniego parmezanu. Pamiętam że był niezwykle aromatyczny i dość miękki jak na tak stary parmezan. Doceniłem jakość i kiedy mieliśmy już na dobrą sprawy wychodzić ten sam sklepikarz widząc nasze zainteresowanie spytał czy nie chcielibyśmy sie przejść i zobaczyć jak wygląda produkcja parmezanu. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tego pytania ale bez dwóch zdań kiwnąłem głową i powiedziałem głośno „Si!!!!”.

Jak wyglądają czerwone krowy ?

Mieliśmy szczęście, bo akurat tego dnia była w planach wycieczka szkolna a nas po prostu dołączyli do tej grupy. Zwykle jest możliwość takiej wycieczki, ale wymaga wcześniejszej rezerwacji i zwykle jest ona płatna. Do nas uśmiechnęło się kolejny raz szczęście i nic nie zapłaciliśmy a dodatkowo mieliśmy okazje oprócz zwiedzenia samej mleczarni również zaliczenia stajni z tymi wyjątkowymi krówkami

Ogólnie na początek zabrali nas po całej farmie gdzie jak sie okazuje nie tylko krowy są tutaj najwazniejsze. Jak to w prawdziwym gospodarstwie nie brakowało kur, gęsi, kaczek , świń, królików, koni czy gołębi. Większość znajdujących się tam zwierząt było lokalnego pochodzenia jak czarne świnie czy rasowe króliki. Oczywiście dla mnie najważniejszym punktem były krowy i w końcu również doszliśmy do nich. Zawsze widziałem je na zdjęciu i wydawały mi się dość podobne do naszych polskich czerwonych lecz jednak na żywo to całkiem inna bajka.

Czerwona rasa krów „Rossa Reggiana” była dość popularna we Włoszech w latach 50 . Cenioną ja z uwagi na uniwersalność i dobra odporność. Później jednak trochę o niej zapomniano i zdecydowano wprowadzić do hodowli krowę łaciatą ,( Frisona) która to dawała więcej mleka więc była bardziej opłacalna. Wraz z początkiem lat 90 kilku tradycjonalistów ( rodzina Catellani dla przykładu) postanowiło znów wrócić do hodowli czerwonej krowy zwracając innym cenną uwagę ze chociaż czerwona krowa daje mniej mleka ( 1/3 mniej niż łaciata) okazuje sie ze to mleko jest bardziej wartosćiowe ( bardziej bogate w białko i tłuszcze). To było bardzo ważnym aspektem, szczególnie podczas produkcji sera długo dojrzewanego jak parmezan (im bogatsze mleko tym ser dojrzewa lepiej). To zachęciło wielu hodowców do powrotu do hodowania czerwonej krowy i chociaż dzisiaj nadal jest to bardzo mała cześć w skali regionu to można powiedzieć że czerwona krowa powoli wraca do łask.

Kiedy już byliśmy w stajni – jak podkreśliłem wcześniej, zauważyłem że te krowy dość dużo różnią sie od naszych czerwonych. Po pierwsze mają bardzo duże rogi, jasny pysk i są jakby niby zgrabniejsze. Szata też jest bardziej rudo złota niż ciemno bordowa jak u naszych. Widać gołym okiem że jest im tutaj dobrze a na widok naszej obecności jeszcze się bardziej ucieszyły, może pomyslały że zbliża się nowa partia pysznego siana ?:)

Parmezan w liczbach

Dzisiaj we Włoszech jest około 3000 krów a w samym konsorcjum 560 . W 1981 we Włoszech było ich niespełna 500 sztuk ( w latach 50 było ich 14 tysięcy). Dzięki coraz większym zainteresowaniu tym parmezanem głównie elitarnych restauracji i hoteli można powiedzieć że dziś parmezan z czerwonych krów zaczyna być coraz bardziej doceniany i pożądany.

Co do samego parmezanu warto wiedzieć że żeby otrzymać 1 kg sera potrzebne jest 14 litrów surowego mleka. Głównie jeden kocioł w którym przygotowuje się jeden parmezan ma zwykle pojemność 11000 l gdzie powstaje jedna forma 90 kg, która później jest rozcinana na pół. W samym konsorcjum jest 10 kotłów i rocznie wyrabiają około 7300 form. Ważny aspekt tego miejsca to fakt że w odróżnieniu od innych mleczarni tutaj przerabiają tylko mleko z czerwonej krowy ( w innych hodują tez inne rasy bardziej opłacalne )

Czym parmezan z czerwonych krów różni sie od zwykłego?

Żeby produkować parmezan należy przestrzegać bardzo restrykcyjnych przepisów hodowli. Dla przykładu powiem, że krowy, które wytwarzają mleko do Parmezanu normalnego ( czerwone krowy mają jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy hodowli), muszą jeść wyłącznie dozwolone trawy i pasze, które są wolne od OMG i innych szkodliwych substancji. Grana Padano na przykład nie ma takiej restrykcji, dlatego krowom dozwolone jest podawanie pasz w których są obecne szkodliwe mikrooganizmy i zanieczyszczenia. To jednak zmusza producentów Grana Padano do dodania do sera sztucznych konserwantów które neutralizują mikroby obecnie w serze. W Parmigiano Reggiano nie ma stucznych konserwantów !!!! ( m. in. dlatego Padano jest tańszy)

No ale wracając do czerwonych krów, to one mają jeszcze bardziej restrykcyjną dietę niż te, które dają mleko do zwykłego parmezanu. Czerwone krowy mają bardziej zbilansowaną dietę, co udaje się to poniekąd uzyskać dzięki technologii. Otóż każda krowa posiada obrożę do której jest przyczepiony czip. Ten czip pozwala racjonować jedzenie z automatu każdemu osobnikowi z osobna i z wyznaczoną ilością. To znaczy że każda krowa ma swoją ustawianą przez weterynarzy i hodowców dietę z uwagi na stan zdrowia, wiek i okres rozrodczy. Taki system pozwala uzyskać świetne jakości mleko od każdej krowy i tym samym utrzymać wysoką jakość w różnym okresie dojrzewania zwierząt.

Ważną i istotną różnicą w czerwonym parmezanie to również czas dojrzewania. Parmezan z czerwonych krów z uwagi na wysokiej jakości mleko zyskuje dopiero po latach. Nie bez przyczyny można go kupić dopiero po 2 latach w odróznieniu od zwykłego parmezanu ktory jest dostępny już po roku dojrzewania. Miałem okazje spróbować 2-letni,3-letni, 4-letni i 5-letni i uważam, że ten ser wyjątkowo zyskuje latami. Zwykły parmezan 24 miesięczny zwykle już traci na świeżości i zaczyna dostawać pikantnych i słonych nut . Ten z czerwonych krów nawet po 3 latach zachowuje świeżość.

Czy warto wydać więcej na parmezan z czerwonych krów?

Cena między zwykłym parmezanem a tym z czerwonych krów jest dość znacząca. Ogólnie na kg jest jakieś 10 euro różnicy. Czy warto zapłacić więcej? Moim zdaniem zależy wszystko do czego będziemy go używać. Parmezan z czerwonych krów jest produktem z najwyższej półki , ja w swojej restauracji używam go z uwagi na przywiązanie do regionu i żeby nadać daniu bardziej finezyjne oblicze. Na pewno jak lubimy doprawiać nasze dania na koniec parmezanem ( jak makaron) to bez dwóch zdań lepiej to zrobić tym z czerwonej krowy. Zwykły parmezan nie daje nam takich walorów smakowych i zapachowych jak ten z czerwonej krowy. Zwykły parmezan używam zwykle jak muszę coś zapiekać tak jak lasagne albo długo gotować, bo wtedy i tak aromaty zostają utracone podczas długiego gotowania czy wysokiej temperatury.

Czy parmezan zawiera laktozę?

Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie sery twarde dojrzewające są pozbawione laktozy albo zawierają ją w bardzo małym stopniu. Ja sam mam nietolerancje na laktozę, ale nigdy żaden nawet krótko dojrzewany parmezan mi nie zaszkodził. Ogólnie zasada jest taka, że im dłużej dojrzewany parmezan, tym większa przyswajalność . Nie bójmy się więc jeśc parmezanu, jest to produkt całkowicie zdrowy i bardzo pożywny. 100 gr parmezanu daje nam aż 392 kcal energii i co najlepsze przyswaja się w niecałe 45 min ,co na przykład jest bardzo wykorzystane przez sportowców. ( dla porównania 100 gr mięsa trawimy dopiero po 4 godzinach)

Gdzie kupić parmezan z czerwonych krów?

Ogólnie rzecz biorąc parmezan to samo zdrowie i co najważniejsze jest smaczny. Jest bogaty w białko co jest idealne dla małych dzieci i jak już wspomniałem wyzej jest wolny od laktozy i szybko przyswajalny. Niestety jak podkreśliłem nie jest to produkt dostepny na szeroką skale, ale we Włoszech znajdziecie go na pewno pod tymi dwoma adresami :

  • Consorzio Vacche Rosse via.F.lli Rosselli, 41/2, 42123 Coviolo (RE)
  • Latteria Sociale S.Pietro via Malpasso, 1 42031 Valestra di Carpineti (RE)

A w Polsce???hmmm…. nie wiem czy ktokolwiek oprócz nas w Murzasichlu prowadzi jego sprzedaż , ja się nie spotkałem, ale możliwe, że gdzieś w Polsce również ktoś go sprowadza. U nas na razie jest i dodatkowo podpowiem że jest możliwość darmowej degustacji dla każdego z naszych gości. Mam nadzieje że ten parmezan skradnie wasze serca tak jak i moje.

Do zobaczenia zatem w Murzasichlu :)Paolo G.

Il Pedante in Cucina di Julian Barnes . Recensione

Non so se siete pedanti in cucina come me comunque anche se non lo siete questo libro fa ugualmente per voi.

Julian Barnes affronta il pedantismo in cucina scherzando e descrivendoci molte bizzarre situazioni.Cucinare e un atto morale e in questo libro vi sarà spiegato perché. Oltre a questo capirete molto su come siamo, come cuciniamo e molte volte perché certe ricette non vengono a buon fine. Sicuramente essere pedanti in cucina non nuoce, secondo me aiuta. Ho letto questo libro in un solo fiato, e me la sono risata come un bambino. Se vi piace cucinare sicuramente e un „must have” nella vostra biblioteca culinaria.

Rosa Umathum. Degustacja rocznika 2017

Wiosna jest naprawdę wyjątkowo ciepła w tym roku, więc z uwagi na zbliżający się sezon na różowe wina, chciałbym wam polecić coś, co miałem okazje wypić jakiś czas temu. Mowa o Rosa z winnicy Umathum (importer Rafa Wino )

Umathum to producent świetnych czerwonych win z Burgerlandu ( Austria) i mnie akurat trafiło się jego mało znane różowe, które naprawdę bardzo mi posmakowało.
Jak różowe wina kojarzą wam sie z lekkimi , nic nie smakującymi oprócz wody z sokiem napojami, to Umathum Rosa zmieni wasze zdanie :).

Rosa to różowe wino z charakterem. Kolor wina wiele wam nie zdradzi- ładny róż , klarowny ,błyszczący jak wiele zresztą tego typu win. Cała zabawa zaczyna się podczas pierwszego wdechu i tu już czuć, że mamy do czynienia z prawdziwym drapieżnikiem. Aromat jest konkretny z czerwonymi owocami w tle (truskawka, czerwona porzeczka). Nie brakuje nut ziołowych, trochę pomidorów i korzeń lukrecji w końcówce też się znajdzie. Ciekawe jest zakończenie, wcale nie krótkie, z migdałowym posmakiem i tą lekką zaakcentowaną taniną, która mówi nam, że to wino wciąż żyje.
Wino niewątpliwie bardzo przyjemne, trochę mineralne i nie ukrywam, że bardzo przypomina mi sycylijskie różowe wina, które kiedyś piłem będąc na południu Włoch. Ładna struktura bardziej podobna do czerwonego niż różowego jest ciekawą niespodzianką – to bez dwóch zdań wilk w owczej skórze!!!

Myślę, że jak szukacie coś wyjątkowego z różowych win to Umathum Rosa jest ciekawym wyborem. Wino świetnie smakuje a za sprawą szklanego korka, zrobicie wrażenie już na samym początku otwieraniu trunku. Polecam.

Międzynarodowy Dzień Ziemi

Dzisiaj wyjątkowy dzień – 22 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Ziemi.Ostatnio coraz częściej się mówi o problemach klimatycznych, lodowce topnieją a wraz z nimi zanika wiele gatunków roślin i zwierząt co są powodem do niepokoju. Wielu twierdzi że życie na ziemi potrwa maksymalnie 40 lat ,jestem skłonny uwierzyć w tą teorie patrząc na tony odpadów które z dnia na dzień kumulują sie w naszych świecie.

Warto dzisiaj sie na chwile sie zastanowić i podjąć próbę ratowania miejsca w którym mieszkamy. Wbrew temu co sie nam wydaje, każdy nas pozytywny ruch pozwoli na lepszą przyszłość.

W kuchni, jak i w życiu również możemy pomóc naszej planecie. Gotować trzeba z głową, by niepotrzebnie nie wytwarzać dodatkowych odpadów. Wykorzystujmy nasz produkt w 100 procentach i starajmy się gotować w taki sposób, aby nasz obiad pochłonął najmniejszą ilość energii.

Sadźmy drzewa! Nie rozumiem ludzi którzy je obcinają . Latem kiedy sa wysokie temperatury mamy w ogrodzie zawsze dużo gości. Drzewa ochładzają i filtrują powietrze, dzięki nim żyje nam się lepiej.

Jak już mowa o drzewach to sadźmy też inne rzeczy. Kawałek ogródka to nic trudnego, a nawet w mieszkaniu w bloku jak mamy balkon możemy przeznaczyć kilka donic na uprawę ziół czy drobnych sałat.

Dla przykładu powiem że w Le Chalet ostatnimi czasy podjęliśmy bardzo wiele kroków ekologicznych . Zmieniliśmy nasz system ogrzewania (z węgla na olej i pellet). Zaopatrujemy się w dobre produkty ekologiczne i z certyfikatami . Menu opieramy o lokalne sezonowe warzywa i owoce. Do podlewania naszych roślin czy mycia używamy głównie wody deszczowej.Wybudowaliśmy kurnik gdzie hodujemy kury które dają nam świetne jajka. Mamy też króliki które zjadają wiele niejadalnych części roślin jak skórki po ziemniakach czy liście kalarepy. Ostatnio postawiliśmy tez szklarnie i mamy zamiar sadzić sałaty i zioła dla naszych gości. Na początku te wszystkie pomysły wydawały sie niepotrzebne i kosztowne , ale z czasem zakuwaliśmy dużo korzyści. Zmniejszyły się nasze rachunki , goście doceniają wyjątkową jakosć jaką jesteśmy w stanie serwować i my jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych działań które przynoszą ulgę dla przyrody.

Każdy z nas dzisiaj powinien sie zastanowić co dobrego robi dla naszej planety. Jest okazja żeby coś zmienić na dobre, zróbmy pierwszy krok 🙂

Wielkanoc 2019

Wiosna już zagościła na dobre pod tatrami, krokusy już powoli przekwitają i małymi krokami zbliża się również Wielkanoc.

My zabieramy się mocno do pracy, bo jak co roku w Wielkanoc nasza restauracja będzie otwarta i oczywiście będziemy mieli dla państwa nowe menu. Głównym bohaterem będzie jagnięcina i pozwolę się pochwalić jak co roku, że to nie byle jaka jagnięcina tylko nasza lokalna z Podhala. Moim skromnym zdaniem to jedna z najlepszych jagniecin, jakie znam i chyba nie tylko ja tak myślę spoglądając na włochów którzy co roku skupują ją od naszych baców na potęge.


Jagnięcina w naszej karcie pojawi się w kilku odsłonach a jedną z nich to oczywiście kotleciki jagnięce. Będziemy też robić ravioli i nie ukrywam, że może pojawi się też lasagna z jagnięciną.Wszystko zależy od możliwości i czasu którego tak niewiele mamy.

Przypominam że w okresie świątecznym będziemy otwarci w godzinach od 13.00 do 21.00, wyjątkiem będzie Poniedziałek Wielkanocny kiedy to będziemy od 12.00 do 20.00. Nie zostaje mi nic więcej jak życzyć Państwu Radosnych Świąt Wielkanocnych i do zobaczenia w Murzasichlu. Pozdr Chef.