Vininova Wine e Spirits Festiwal  – Kraków 2023

Jakiś czas temu miałem okazje zostać zaproszony na wydarzenie Vininova Wine e Spirits Festiwal organizowanego przez Vininove w Krakowie. Z Vininovą znamy się w sumie niedawno – współpracę zaczęliśmy tak naprawdę przypadkowo z uwagi ze interesował mnie producent którego zaczęli akurat importować. Dalsza współpraca bez wątpienia  mocno się zakorzeniła z uwagi na ich przedstawiciela regionalnego ( Grzegorz Król ) , którego znam  już od bardzo dawna i cenie za wysoki  profesjonalizm i miłość do włoskich win.

Warto wspomnieć że portfolio Vininovy na samym  początku jakoś mnie szczególnie nie zachwycało – z czasem na szczęście  się to mocno zmieniło.  W ciągu tych dwóch lat zauważyłem wielką poprawę –   wdrożyli do swojej oferty wielu wybitnych producentów, ale również i mało znane winnice które to dopiero zaczynają swoją przygodę na rynku.  

Mimo ze nie jestem wielkim miłośnikiem macerowanych win,  nie mogę przejść obojętnie wobec takiej oferty jaką ma Vininova. Podczas wspomnianego festiwalu dane mi było spróbować genialne wina od Princica– jednego z topowych producentów pomarańczowych win z Friuli. Największe wrażenie zrobiła na mnie Ribolla Gialla –  co  jest chyba  najbardziej niedocenianym szczepem we Friuli. Większość Ribolle winifikuje bardzo prosto i można powiedzieć ze obok prosecco jest najbardziej rozpoznawalnym winem w supermarketach. Princić z tego szczepu wyciągnął świeżość i piękny bukiet miodowo – orzechowo który czuć było na podniebieniu za każdym łykiem.  

Obok Princicia,  w ofercie Vininovy warto wspomnieć Radikona od którego ponoć wszystko się zaczęło w kwestii długo macerowanych win ( jego wina miałem akurat okazje spróbować przed tym wydarzeniem ). Degustowałem głównie czerwone pozycje gdzie Merlota zapamiętałem najlepiej. Było bardzo eleganckie,satynowe z lekkimi taninami i długim migdałowym finiszem.Dla prawdziwych koneserów w ofercie Vininovy warto wspomnieć ze znajduje się również Ribolla Gialla. Wino jest dostępne w ograniczonej ilości, butelka nie jest tania, ale jak ktoś kocha ten styl to na pewno warto się skusić.

Na wydarzeniu miło było spotkać również  Jelene Bressan, którą znałem już podczas wizyty w jej winnicy i  która tym razem polała mi niesamowicie genialny ponad 10 letni Pignol. Na tej butelce wyjątkowo można było się przekonać o  sile ewolucji tego szczepu – Pignol bez wątpienia to wino stworzono do leżakowania. W innym całkiem stylu, wcale nie gorszym było Pinot Grigio w wersji różowej (ramato )Zachwycił mnie  głównie bogatym bukietem pieczonych owoców i  żywicy na finiszu. 

Całkiem z drugiej strony Włoch a konkretnie z Piemontu miło było posmakować kilka pozycji od   Elvio Cogno , którego mimo tego ze jest nowoczesnym Barolistą w swojej ofercie ma takie perełki  jak Anas-Cetta czy Barbera Pre-Philloxera. Jak lubicie bardzo złożone wina  to polecam szczególnie tą drugą pozycję. Pre- Philloxera to wino z ponad 100 letnich krzewów, które   bucha  ziołami i przyprawami jak nie jeden Pinot z burgundii .Cena jak na Barbere jest dość wysoka, ale trudno znaleźć tańszą Barbere na rynku w tak pięknym stylu.

Idąc dalej musze pochwalić młodego producenta a mowa konkretnie  o Marco Lanzotti. Mimo młodego wieku chłopak ma w swojej ofercie bardzo  interesujące wina z okolic Modeny a konkretnie warto u niego spróbować Lambrusco di Sorbara  o nazwie Spoma. W odróżnieniu od większości Lambrusc z tego regionu  jakie piłem dotychczas ta pozycja była wyjątkowo aromatyczna i świeża. Kwasowość to główna cecha Sorbary którą wielu winiarzy nie potrafi optymalnie okiełznać, ale na szczęście Marcowi się to udało. Jego Sorbara była bardzo przyjemna i mega pijalna co niestety skutkowało dość szybkim znikaniem w kieliszku.

Młode pokolenie winiarzy ostatnimi czasy robi znakomitą robotę co  kolejnym świetnym  przykładem są wina musujące od Alessandry Divelli .Winnica znajduje się na pograniczu Franciacorty czyli najsłynniejeszego regionu Włoch pod względem starej metody . Jej blanc de Blanc było niesamowicie świeże i mineralne , ale największe wrażenie zrobiło na mnie jej Pinot Nero o nazwie Clo Clo ( leżakowane ponad 40 miesięcy na drozdzach ). Ta butelka moim zdaniem śmiało może konkurować z najlepszymi Pinotami w Szampanii a cena jak na tą jakość jest naprawdę bezkonkurencyjna.

To chyba moje najlepsze degustacje tego dnia,  to był bardzo udany dzień.  Dziękuje oczywiście Vininovie za zaproszenie, bardzo miło ze coś takiego zorganizowali w Krakowie . Liczę ze za rok znów się zobaczymy i będzie znów co nowego odkrywać. Wytypowane pozycje niedługo trafią do naszej piwnicy, jak ktoś jest zainteresowany pre- orderem zapraszam do kontaktu, chętnie przedstawię ofertę i najbliższe terminy zamówień. Pozdrawiam serdeczne,  Chef.

Rakiety Śnieżne – pieszo na śniegu pod Tatrami

Rakietami śnieżnymi przyznam się szczerze, że zafascynowałem się dość przypadkowo. Głównie kojarzyłem ten sprzęt z czymś czego już dawno się nie używa i  odeszło do lamusa. Jako nastolatek poznałem rakiety dzięki  starym filmom – tam Eskimosi używali rakiet głównie do pokonywania niekrótkich dystansów i w większości wypadków były to proste konstrukcje z gałęzi i siatek rybackich.

 Nie tak dawno jeden z moich gości przyznał się, że przyjeżdża w Tatry pochodzić w rakietach. Akurat miałem w planach też zimą pochodzić trochę  po górach  i temat rakiet bardzo mnie zaintrygował.

Niewątpliwie dzisiaj jeden z najbardziej popularnych sposobów turystyki  w Tatrach zimą   są skitury. Taki zestaw specjalnych nart  wraz z lekkimi butami i specjalnymi fokami pozwala  wejść na ulubiony szczyt bez problemu. Szczerze przyznam się, że zastanawiałem się nad zakupem takiego sprzętu, lecz jak się okazuje skompletowanie dobrze dopasowanego zestawu wcale nie jest łatwą sprawą .Druga sprawa to fakt że  podstawowy zestaw skiturowy z tego co wiem zaczyna się od 1500 zł a jak chcemy jeszcze dodatkowo uderzać dość wysoko to niezbędne staje się plecak z abs i detektor lawinowy.

Do zimowego chadzania  po Tatrach mogą posłużyć też bardziej delikatne narty biegowe zwane  backcountry . Jak się okazuje, takie szersze biegówki dobrze sprawdzają się poza trasą, lecz jednak zjechać ze stromego zbocza jak skiturami raczej będzie ciężko.  

Można oczywiście całkowicie zrezygnować z nart i iść na żywioł korzystając jedynie z dobrych butów i ochraniaczy (stuptutów)  , lecz jak mamy dość grubą warstwę śniegu  sami wiecie że to nie będzie nic przyjemnego

W tym wypadku zastanawiam się szczerze, jak to się stało że mało się dzisiaj mówi o rakietach śnieżnych. Ogólnie jest to bardzo lekki sprzęt, który łatwo przypniemy do plecaka i co najlepsze  kupimy już za 300 zł. Rakiety nie wymagają specjalnej instrukcji i naprawdę potrafią ułatwić nam podejście w niektórych miejscach.

Jako już szczęśliwy użytkownik rakiet dodatkowo  podpowiem żę dzisiejsze rakiety są naprawdę niesamowicie zawaansowane technologicznie,  Do dyspozycji mamy naprawdę wiele modeli, które sprawdzą się w każdym terenie i przy każdym rodzaju śniegu. Dla przykładu ja korzystam z modelu TSL 438 Up e Down który został stworzony idealnie do pokonywania stromych podejść górskich. Wierzcie mi lub nie ale takie rakiety mają z przodu podobne zęby jak raki i podobnie mocno potrafią trzymać się podłoża. Nie miałem szczerze jeszcze okazji wykorzystać je na bardzo stromych podejściach, lecz pod dość sporym nachyleniem szło się naprawdę dobrze i pewnie. Myślę, że nie problem znaleźć idealny model dla siebie, w sklepie specjalistycznym też na pewno obsługa doradzi jaki model będzie najlepszy.

Ostatecznie nie ukrywam, że jako wielki pasjonat tego sprzętu liczę na to że rakiety będą coraz bardziej popularne w naszym kraju. W Alpach jest to podstawowy sprzęt podczas wędrówek poza szlakiem i  dziwie się trochę, dlaczego u nas tak nie jest. Namawiam was gorąco do spróbowania tego wyjątkowego sportu, chodzenie po świeżym puchu to wielka frajda, którą na pewno pokochacie.

Dzika róża

Uwielbiam róże, nie ja jeden zresztą. Mój tata tak samo jak ja, jest ich wielkim adoratorem i każdej wiosny zawsze przynosi do domu jakąś to nową odmianę.

Róże są piękne, ładnie pachną, ale niewielu wie, że też świetnie smakują i również leczą.

Róża już w starożytności była znana Hipokratesowi czy Dioskuridesowi za swoje właściwości lecznicze.  W medycynie głównie stosowano owoc dzikiej róży, które pomagał w nadciśnieniu, chorobach serca czy wątroby. W Tatrach np. używano jej głównie jako lekarstwo na kamienie nerkowe. Górale  wierzyli również w jej magiczną moc. Jako roślina  obdarzona kolcami z natury ostra i nieprzyjazna,  miała  właściwości ochronne. Wierzyli, że zabezpieczała skutecznie ich dobytek przed złymi mocami.

Na Podhalu na szczęście róży nie brakuje, upodobała sobie naszą półkulę (północna) i dzisiaj  znanych jest około 1400 gatunków. U nas w Polsce  rosną dziko 23 gatunki, około 20 gatunków rośnie pod Tatrami.  Najbardziej popularne  róże, które spotykam podczas wycieczek to  alpejska i dzika róża. Alpejska (Rosa Pendulina) głównie rośnie wysoko w górach, dziką znów często widzę na polach w dolnym reglu. Z tą drugą (Rosa Canina) zwykle mam więcej styczności. Kwitnie od maja do czerwca, owoce dojrzewają we wrześniu i październiku. Owoce zbieram na pobliskich mi polanach zawsze kiedy są wybarwione, ale jeszcze twarde. Najważniejsze to zrobić przed pierwszymi przymrozkami z uwagi, że owoce przemrożone lub przejrzałe tracą cześć witaminy C, a tego bym nie chciał. Jak nie zależy nam na właściwościach zdrowotnych i chcemy zrobić z owoców dobrą konfiturę to znów lepiej poczekać na przymrozki, które to nam skoncentrują zawartość cukru i zmiękczą owoc.

Ogólnie rzecz biorąc, owoc dzikiej róży jest przebogatym źródłem witaminy C. Zawiera on  1,8 procent lub więcej witaminy C i dodatkowo znajdziemy w nim też karotenoidy, flawonoidy, garbniki, kwasy organiczne, cukry, ksantofile i pektyny. Działa  ogólnie wzmacniająco i dla zwolenników aptekarskich  wyrobów informuje, że naturalna witamina C jest kilkakrotnie skuteczniejsza w działaniu od syntetycznej.

Po zbiorach tego samego dnia zostawiam zwykle zebrane owoce  na poddaszu, gdzie  panuje tam temperatura nie wyższa niż 35 stopni. Po około 30 dniach mam idealnie wysuszone owoce, gotowe do dalszej obróbki. Takie wolne suszenie świetnie się spisuje, zostawia wiele smaku w  owocu i to mi pasuje:). Dalej nie zostaje mi nic więcej jak rozdrobnić je w moździerzu i dzika róża jest gotowa do przepysznego i zdrowego naparu.

Zimą jest to nasza herbata nr 1. Goście często ją wybierają z uwagi na lekko kwaskowy smak, słodki zapach różany i właściwości wzmacniające, które idealnie sprawdzają się po powrocie z nart. (śmieje się, że niedługo ją nazwiemy Apres Ski Tea:))

W tym roku z uwagi na udany zbiór dzika róża również pojawi się w naszej ofercie.

Polecam serdecznie Paolo Graffi

Kwiaty Tatr. Piękno na wyciągnięcie ręki.

Podczas nie jednej wędrówki w Tatrach miałem okazje podziwiać piękno rosnących tutaj roślin. Lubie chodzić szlakiem, który dookoła emanuje kolorami przyrody. Żółć to niewątpliwie jedno z najbardziej popularnych kolorów wysoko w Tatrach (razem z bielą w sumie), ale w zależności od pory roku spotkać można tutaj tez często fiolet i róż. Czasami czerń też się pojawia , co mogłoby by się wydawać dziwne .

Tatry malują się nam na różne kolory, na przełęczach i w dolinach mamy to najbardziej zaakcentowane. Miło się zatrzymać, porobić kilka zdjęć, żeby później w domu przeanalizować co to za cudowny twór ( lubię rośliny i plusem nad zwierzyną to fakt, że one się ludzi nie boją) .

Ostatecznie zawsze mój „timing” na szlaku jest dość słaby, bo co rusz trzeba zrobić zdjęcie tym pięknym kwiatom, ale drugiej strony jaka przyjemność ,kiedy przegląda się zdjęcia z wycieczki już w domu na wygodnym fotelu z filiżanką gorącej herbaty.

Podczas szyfrowania roślin bardzo przydaję się Google Lens, nowa rzecz i naprawdę bardzo fajna . Oczywiście do głębszej analizy zawsze trzeba mieć dobrą książkę lub poczytać kogoś, kto na botanice zna się dobrze (jak na przykład Dominika Kustosz).

Z ciekawych rzeczy, które ostatnio bardzo przyczyniły się do zwrócenia większej uwagi na piękno tatrzańskiej flory, warto śledzić polską projektantkę (ORSKA ) która to wraz z TPN prowadzi bardzo ciekawy projekt nowej biżuterii inspirowanej górskimi kwiatami . Bardzo ładnie to wygląda i myślę, że jest to świetny pomysł na prezent dla miłośniczki górskich wypadów.

Mi osobiście wystarcza piękno, które spotykam na szlaku i właśnie z tego powodu już nie mogę się doczekać kolejnej wycieczki . Zostaje mi tylko odczekać az w końcu przestanie padać , słońce się pojawi i Tatry znów jak za sprawą magii zaczną się mienić w kolorach tęczy.

Giewont. Opis szlaku z Kuźnic

Najbardziej rozpoznawalny szczyt w Polsce to bez dwóch zdań Giewont. Każdy, kto przyjeżdża do Zakopanego pragnie by prędzej czy później na niego wejść. Być w Zakopanem i nie być na Giewoncie to jak być w Luwrze i nie zobaczyć Mona Lisy.

Legenda Giewontu

Mieszkam pod Tatrami już parę ładnych lat, lecz w sumie nigdy do tej pory nie byłem na Giewoncie. W szkole pamiętam jak organizowali kilka razy wycieczki na Giewont, jako ministrant też miałem okazje wybrać się na Giewont z przewodnikiem, lecz jakoś nigdy nie było mi po drodze z tym Giewontem. Dziadek jako leśniczy opowiadał mi różne historie związane z tą górą – jedną na pewno znacie i to jest ta słynna ze śpiącymi rycerzami. Ponoć w wyrytej pod Giewontem jaskini do dzisiaj czuwają rycerze koronni, żeby w razie niebezpieczeństwa walczyć za nasz kraj. Oczywiście ile w tym prawdy sami wiecie, ale nasz umysł płata figle i dzisiaj dzięki tej opowieści, Giewont jawi się nam sylwetką śpiącego rycerza.

Krzyż na Giewoncie

Szlak na Giewont ogólnie to jeden z najbardziej popularnych szlaków w naszych Tatrach. Długo się zastanawiałem z jakiej to przyczyny , bo przecież ani to nie najwyższa góra ani najłatwiejsza do zdobycia.Rozum każe mi jednak twierdzić, że popularność Giewontu niewątpliwie jest spowodowana krzyżem.

Krzyż ten na Giewoncie postawiono z inicjatywy zakopiańczyków i ich proboszcza Kazimierza Kaszelewskiego w 1901 roku. Ładnie się prezentuje z daleka, ale z bliska moim zdaniem ta konstrukcja kratowa trochę szpeci.Krzyż jednak czy się jednym to podoba czy nie, dzisiaj na Giewoncie jest już ważnym symbolem tego miejsca. Ciekawa sprawa, że od niedawna podświetlany jest co roku, dokładnie 2 kwietnia o 21.37 co związane jest z rocznicą śmierci Jana Pawła II, którego górale bardzo lubili.

Jak wysoki jest Giewont?

Wracając do samego Giewontu to warto wiedzieć, że wbrew temu co ludzie sądzą, niej jest to najwyższa góra w Tatrach. Giewont mierzy 1984 m.n.p.m.( są różne pomiary, ten pochodzi z Wikipedii ) i należy do Tatr Zachodnich, a nie Wysokich . W Tatrach Zachodnich również nie jest on najwyższym szczytem z uwagi, że wyższa jest słowacka Bystra (2248 m.n.p.m.) Giewont mimo to jednak robi wrażenie, szczególnie jak się spojrzy na niego z Zakopanego. ( nad miastem góruje 600 metrowa ściana ) . Sam Eljasz-Radzikowski pisał, że ” …z każdej prawie chaty Giewontu widać , toteż słusznie się mu należy tytuł króla zakopiańskiego.”

Ile idzie się na Giewont ?

Co do szlaku na Giewont fajna sprawa jest taka że mamy kilka opcji do wyboru, ja akurat wybrałem szlak najmniej wymagający, czyli ten niebieski z Kużnic przez Kalatówki i Hale Kondratową. Ogólnie idzie się z Kuznic jakieś 3,20 h a różnica terenu to jakieś 897 m.

Ponoć bardzo ładna trasa jest ( z uwagi na widoki ) żółta przez Dolinę Małej Łąki. Nie byłem, więc nie potwierdzam, lecz chodź idzie się krócej (3,14 h) to trasa wygląda na dość stromą z około 1010 m różnicy terenowej.

Jak znów chcemy przy okazji zaliczyć inną atrakcje po drodze -np. wodospad Siklawice , to warto wybrać szlak zaznaczony na czerwono z Doliny Strążyskiej. Różnica terenów to 975 m a idzie się 3,30 h.

Na koniec mamy jeszcze jeden wariant wcale nie łatwiejszy jak wielu sądzi – czyli szlak na Giewont z Kasprowego. Miałem akurat okazję przejść sie tym szlakiem i uważam, że wcale nie jest on taki mało wymagający jak wielu twierdzi. Z Kasprowego idziemy czerwonym szlakiem przez Goryczkową Czube i tutaj różnica terenowa jest 528 m na wejściu a 621m na zejściu. Spotkałem wiele osób podążając tą trasą na Giewont, nie mając pojęcia w co się pakują. Wielu wręcz było też zdziwionych, że jest to tak trudna trasa i w sumie długa, bo idzie się około 2,55 h .

Czy szlak na Giewont jest trudny?

Idąc na Giewont pierwszy raz szczerze spodziewałem się dużej dawki adrenaliny. Są łańcuchy, przepaście i nie będę sciemniał że jest bezpiecznie , bo nie jest. Z drugiej strony, jak jesteśmy dobrze przygotowani to sama góra nie jest dużym problemem. Największym niebezpieczeństwem na Giewoncie bez wątpienia moim zdaniem są tłumy ludzi. Wielu wybiera się na Giewont w złych butach i z słabą kondycją co stwarza zagrożenie dla innych. Kamienie są mocno tutaj wypolerowane, jako że trasa ta jest mocno eksploatowana (w wilgotny albo deszczowy dzień może tu być naprawdę bardzo niebezpieczne). Ludzie druga sprawa nie umią korzystać z łańcuchów i szarpią je albo co gorsza w ogóle z nich nie korzystają i schodzą ślizgając się na tyłku.

Uwazam że jak sie wybierzemy z samego rana, kiedy jest mniejszy ruch, Giewont jest do zaliczenia bez problemu. Ja tak zrobiłem i przyznam się, ze choć mam lęk wysokości na Giewont wszedłem i zszedłem sam bez większych problemów.

Na koniec jeszcze jedna mała rada. Jak nie czujemy się w stu procentach na siłach pamiętajmy, że wycieczkę na Giewont można zawsze przełożyć. Giewont był, jest i raczej długo jeszcze postoi, więc nie ma pośpiechu.

Krokusy na Polanie Chochołowskiej. Raport z roku 2019

Z roku na rok zainteresowanie krokusami jest coraz większe. Parędziesiąt lat temu mało kto w ogóle znał polane chochołowską i jej możliwości zabarwienia się na fioletowo podczas wiosny. Dzisiaj znów dzięki mediom nie ulega wątpliwości, że każdy marzy o zdjęciu i możliwości zobaczenia tego niezwykle pięknego zjawiska.

Postanowiliśmy wybrać się na Polane Chochołowską, żeby sprawdzić jak się ma sytuacja. Ludzie udostępniają wiele zdjęć, ale na dobrą sprawę nie wiadomo do końca jak wygląda rzeczywiście sytuacja.

Na razie moim zdaniem jest dość wcześnie. Na polanie leży dość dużo śniegu i ogólnie jedynie w górnej partii gdzieniegdzie są widoczne małe pola z krokusami. Na moje oko 2/3 polany pokrywa nadal śnieg wiec uwazam że naprawdę jeszcze ze dwa tygodnie można spokojnie poczekać. Okres kwitnienia może też się przedłużyć jak pogoda sie popsuje lecz licze że apogeum moze być miedzy 8 a 14 kwietnia.
Prognozuje że weekend 13-14 kwietnia będzie najmocniejszym weekendem krokusowym więc informuje że warto w tych dniach o tym pamiętać. Droga do polany chochołowskiej zajmuje plus minus 2 godziny ale w tłumie pamiętajmy że może sie to mocno przedłużyć.

Krokus , szafran spiski czy jak to górale na niego mówią tulipanek ogólnie należy pamietać że nie rośnie tylko na polanie chochołowskiej. Możemy go równie spotkać na polanie Kalatówki, dolinie Lejowej i wielu innych polanach pod Tatrami.

Jeśli jednak koniecznie chcemy udać sie na polane Chochołowską proponowałbym się wybrac w srodku tygodnia najlepiej miedzy 8 -12 kwietnia. Dla tych co nie byli jeszcze, trasa jest bardzo przyjemna ale pamiętajmy o dobrych butach, bo miejscami jest jeszcze dużo lodu i błota. (nie ukrywam że mocno byłem zdziwiony jak sporo ludzi wybrało się dzisiaj na polane w pieknych białych adidasach – nie popełniajmy tego błędu, szkoda butów ;))

Na koniec dwie ważne informacje. Pierwsza to taka że warto zaglądnąć na stronę Hokus Krokus. Gmina Kościelisko wraz z Tpn zorganizowali super projekt który ma na celu ochronę krokusa. Nie ukrywam ,że wiele razy byłem swiadkiem jak ludzie deptali i niszczyli krokusy, nie bądźmy obojętni i zwracajmy uwagę tym ludziom, żeby tego nie robili, bo inaczej krokusów będzie niestety coraz mniej. Drugie info to takie, że w naszej restauracji z uwagi na ten wyjątkowy okres chcemy złożyć hołd naszemu tulipankowi i dlatego będziemy podawać wyjątkowe risotto z szafranem. Tylko w tym czasie będziemy serwować to risotto dlatego szczególnie gorąco polecam nas odwiedzić.
Dziękuje za zainteresowanie i oczywiście poniżej udostępniam zdjęcia robione właśnie podczas naszej dzisiejszej wycieczki do polany chochołowskiej. Pozdrawiam PG

ps. w sumie ja tak mówię że dwa tygodnie ale sami oceńcie…:)

Targi Horeca i Enoexpo Kraków 2018. Podsumowanie z targów

Nie ukrywam że lubię nowinki i wszystkiego rodzaju gadzety czy mini akcesoria które mogą usprawnić moją pracę. Lubię  również wyszukiwać nowe produkty które pozwolą mi serwować coraz lepsze  dania, które to później będą cieszyć podniebienie moich gości.

Ostanio w Krakowie odbyły się targi gastronomiczne horeca i winiarskie enoexpo. Na jednym i drugim wydarzeniu można było poznać wiele ciekawych osób, produktów i również czegoś nowego dowiedzieć się ze świata gastronomii.

Miło znaleść się pod jednym dachem z wieloma osobami które również w życiu interesują się tym co ty. Było wiele okazji do degustacji świetnych win, serów, piw , herbat , i na dobrą sprawę wszystkiego czego można oczekiwać przy takim rodzaju evencie ( dużo było do zobaczenia i jak zwykle czasu zbyt mało).

Z tych co mnie ciepło przywitali i okazali się niezwykle gościnni musze wspomnieć Premium Wines, Naturalne Herbaty, TomGast, Fattorie del Duca iAg Foods. Innym również dziękuje za mikro poświęcony mi czas lecz nie ukrywam że wyżej wymienieni wystawcy potrafili najlepiej pokazać swój potencjał i tym samym przyszłościowo na pewno zaowocuje to mocną współpracą.

Ogólnie rzecz biorąc na targach tematem przewodnim okazał się chleb. Cieszę się że po wielu latach tak mało ważny traktowany element w restauracji został w końcu dostrzeżony. Co rusz wszyscy idą na łatwiznę kupując mrożone pieczywo a jak się później okazuje zrobić dobry chleb w restauracji wcale nie jest tak trudno –  wymaga tylko czasu ?

Pamiętam jak rok temu testowaliśmy różne rodzaje pieczyw mrożonych i póżniej po wielu próbach doszlismy do wniosku że nawet najgorszy domowy chleb będzie o niebo lepszy od jakiegokolwiek mrożonego pieczywa .Po roku czasu myślę że doszliśmy do dobrych rezultatów, nasze pieczywo jest dobre,zdrowe i co najważniejsze idealnie sprawdza się do naszych dań.

Od samego początku zależało  mi na lekkim pieczywie z dobrą chłonną strukturą która dobrze wchłaniałaby sosy. Wiedziałem że musze zlikwidować tłuszcze bo to by utrudniało efekt gąbki. I tak po wielu próbach udało się upiec długo wyrastający chleb na samej wodzie i mące z idealną strukturą powietrzną.Ludzie chwalą go i nie ukrywam ze wielu zabiera go również do domu.

Każdy ceniący się kucharz powinien dbać o dobry chleb w restauracji bo to jest podstawą wszystkiego. W wielu restauracjach z gwiazdkami zatrudnieni są celowo piekarze, bo każdy znający się na rzeczy wie , że dobry chleb jest  połową sukcesu.  

Co do drugiego tematu na targach to wiele w Enoexpo działo się wśród musujących win. To też wielki mankament na polskim rynku gastronomicznym i również uważam że bardzo ważny element karty.

Mało kto dziś zamawia musujące wina a to błąd. Francuzi już od dawna wiedza że szampan nie pije się tylko na szczególne wydarzenie lecz również idealnie pasuje do wszelakich dań.

Oczywiście prawdziwy szampan nigdy w restauracji nie będzie tani lecz pamiętajmy o wielu innych musujących winach jak włoskie prosecco czy hiszpańskie cavy ,które ostatnimi czasy naprawdę są mega popularne i mają świetną cenę do jakości.

Ogólnie rzecz biorąc tematy tego roku bardzo trafnie wpasowały się w nasze braki gastronomiczne. Dużo pracy teraz ze strony hoteli i restauracji żeby zmienić trochę stare zwyczaje, które na pewno  zaowocują uznaniem wśród nowych  i starych gości. Nie bójmy się zmieniać się na lepsze ?

bardzo ładne opakowania z herbatami od naturalne herbaty
świetna kawa i pyszne herbaty owocowe od ag food
czerwone prosecco ??? nie to wildbacher od Premium wines 🙂

Rusinowa Polana. Opis szlaku z Zazadniej przez Wiktorówki

Szlak niebieski na Rusinową Polanę to niewątpliwie jeden z moich ulubionych szlaków w Tatrach. Nie wymaga dużego przygotowania i druga sprawa jest dość krótki, co pozwala go zaliczyć  nawet wtedy, kiedy nie mamy zbyt wiele wolnego czasu.

Objawienie i historia Rusinowej Polany

W 1860 roku poniżej Rusinowej Polany stało się coś niezwykłego-mała dziewczynka wypasająca krowy  spotkała Matkę Boską. Znamy doskonale tę historię i dzisiaj wielu pielgrzymów z całego świata wybiera się właśnie tutaj  z  uwagi na to wyjątkowe wydarzenie.

Na początku jednak Rusinowa mimo objawienia wcale nie była tak popularna. Wielce  starał się  baca Wojciech Łukaszczyk , który od samego początku zdarzenia starał się możliwie jak najbardziej popularyzować to  miejsce. Opisał dokładnie wydarzenie, rozpowiadał każdemu którego napotkał i w końcu nawet jako pierwszy oznaczył święte miejsce szklanym obrazem ,ale na tamte czasy  było ono odwiedzane sporadycznie i jedynie przez okolicznych pasterzy i drwali.

Z biegiem lat na szczęście powoli   Rusinowa zaczęła  zyskać coraz więcej na popularności a na dobrą sprawę szczególnie dzięki lokalnej ludności-sciśle mówiąc bukowianom :)Najpierw to oni  głównie  odwiedzali małą kapliczkę i już  początkiem XX wieku organizowano tutaj  pierwsze pielgrzymki ,które cieszyły się ogromną popularnoscią .  Po II wojnie światowej a dokładnie w 1958 roku  kosćiół zauważył duże zainteresowanie miejscem i oficjalnie żeby  nie zostało ono zaniedbane przez wielu pielgrzymów, postanowiono go oddać w opiece dominikanom z Małego Cichego.

Dzisiaj Sanktuarium na Wiktorówkach  odwiedzają tysiące turystów z całego świata i stało się jednym z najbardziej odwiedzanych kościołów w Tatrach. 

Szlakiem niebieskim na Rusinową Polanę z Zazadni przez Wiktorówki

Nie ukrywam ,że poza sezonem kiedy mam wolny dzień od pracy chętnie wybieram się na Rusinową Polanę. Scieżka prowadząca od Zazadniej to niecała godzina drogi a idzie się naprawdę przyjemnie w cieniu drzew i tryskającego niedaleko wodą potoku. 

Po dotarciu do Sanktuarium obowiązkowa jest zawsze herbatka przyrządzona przez braci z blisko usytuowanego świętego żródełka . Jest to chyba  najlepsza herbata na świecie i założe się że przepis na nią jest jeszcze bardziej  strzeżony niż sama receptura Coca Coli :)(Przy źródełku warto też zmówić modlitwę przy tablicach pamiątkowych ludzi którzy zginęli w Tatrach.)

Wypas kulturowy owiec na Rusinowej Polanie

Po wypiciu herbatki , odpoczynku i krótkiej modlitwie idę dalej w górę i po niecałych 15 min jestem już na mojej ukochanej Polanie Rusinowej. Warto na pewno zostać tutaj chwilę, nacieszyć się tą piękną panoramą i jak lubimy to koniecznie spróbować oryginalnego oscypka z połóżonej niedalego bacówki. Owce wypasają się tutaj  pod scisłą kontrolą Tatrzańskiego Parku Narodowego  w  ramach kulturalnego wypasu owiec . Dają świetne mleko  a ser z nich ( szczególnie wiosną )  jest bardzo aromatyczny. Druga sprawa na polanie znajdziemy sporo ław, które pozwolą nam przyjemnie spozywac nasz posiłek  w otoczeniu pięknych widoków. 

Po pysznym oscypku , świetnej herbacie i cudownym otoczeniu przychodzi czas wrócić do domu. Zawsze wracam z Rusinowej mega wypoczęty  i pełny szczęścia . To taki mój sposób na odstresowanie :-)Polecam wam tą trasę szczególnie jak wiele po górach nie chodzicie. Jest łatwa, krótka i mega przyjemna.

Widok kościółka ze schodów prowadzących na Rusinową Polane
Najlepsza herbata na świecie oczywiscie na Wiktorówkach

Winny wieczór z Moja Italia.

Jak mnie śledzicie to dobrze wiecie że uwielbiam Moja Italie. Lubię ich za ich winną pasje i angażowanie jaki wkładają w swoją pracę co niewątpliwie rodzi to zresztą niezłe rezultaty. Ostatnio znów ich gościłem i znów degustowałem naprawdę zacne pozycje. Tak naprawdę mowa o nowościach które Moja Italia wprowadziła niedawno do swojej oferty, jest ich dużo ,więc było czym kubki smakowe nacieszyć.

Na początku piłem  Sycylię a dokładnie dane mi było spróbować jedno białe i jedno różowe od Cantina Colosi. Białe było niewątpliwie cytrusowe, lekkie i słone . Największe wrażenie jednak zrobiło na mnie różowe. Pomidor na pierwszy plan i również słony koniec przetransportowały mnie odrazu na wyspę pełną słońca i otoczoną dookoła przez morze, czyli Sycylię. Co tu dużo mówić , mistrzostwo!!!

Po Sycylii skoczyliśmy trochę wzwyż Włoch a dokładnie do regionu  Romagni ( Emilia -Romagna). Tutaj też dane mi było zdegustować jedno białe i jedno czerwone.  Albana,czyli białe grono endemiczne z Romagni,  dzisiaj obok Sangiovese jest najwiekszym  reprezentantem tego regionu. Wino ze złotym kolorem pięknie prezentowało się w szkle a jeszcze lepiej pachniało i smakowało. Dużo tutaj świeżości i ziół lecz i nie brakowało drapieżnych tanin. Było bardzo  dobre jak i również jego czerwony brat Sangiovese di Romagna. Tutaj tez dominowała świetna świeżość, zapach fiołka polnego i te ciekawe taniny które chciałoby się akompaniować z dobrym serem z groty  czy szynką z Parmy

Z białych jeszcze liznołem Friulano od Arzenton i ono też było niezłe. Dużo kwiatu bzu, fajna mineralność i ten ciekawy migdałowy finisz pięknie uzupełniało to wino. Friulano co prawda  nie jest moim ulubionym szczepem  lecz tą wersje piłem z dużą przyjemnością.

Ciekawą niespodzianką tego wieczoru było jednak  Chianti które tak naprawdę Chianti dziś już  nie jest. Mowa o winie apelacji Toscana Rosso które ma korzenie dawnego Chianti. Czyli jednym słowem wino z blendem gron czerwonych i białych. Ciekawa propozycja , bardzo lekka , malinowa, taka jaką lubię wypić podczas letnich wieczorów.

Z czerwonych warto również napisać kilka słów o Freisie od P.Pelissero. Dla mnie to niezłe skamuflowane  Barolo , bo tak naprawdę poza intensywnością niema zbyt dużych róznic. Ładne taniny, ładny owoc, co tu dużo mówić, takie Langhe to ja mogę pić codziennie ;-).

Na koniec przyszło oczywiscie najlepsze a dokładnie Montefalco Rosso z Umbrii. Miałem kiedyś to wino w karcie  ale jakoś zapomniałem o nim i teraz załuje. Swietne wino, bo niezwykle dynamiczne i złozone. Bardzo kompleksowe , intensywne z naprawdę niezłym fniszem. Druga sprawa że kosztuje poniżej 5o zł wiec sami rozumiecie mój żal.

Ten wieczór kolejny raz potwierdził moje zdanie o Mojej Italii. Są odważni i niekonwencjonalni i za to niewątpliwie ich lubię. Oby tak dalej ;-). Do nast Chef

Czary Góralskie – Urszula Janicka Krzywda i Katarzyna Ceklarz

DSC_0465

Oto kolejna ksiązka z wydawnictwa TPN , która umilała mi wiosenne deszczowe wieczory . Mowa oczywiście  o „Czarach góralskich ” ,czyli książce która dla mnie jest  ciekawą odpowiedzią na temat wielu zagadnień  z dawnych zwyczajów góralskich.

Im dłużej mieszkam na Podhalu tym dłużej sobie zdaje sprawę z uroku tego miejsca i arcyciekawej historii jaka się z nim wiąże. W tej książce niby  o magii, czarownicach, lekach czy truciznach jakie było zwyczaj wykorzystywać kiedyś ,lecz nie tak nalezy to zinterpretować. Dla mnie to ogromne zródło wiedzy jak kiedyś ludzie zyli Tu, gdzie teraz mieszkam .

I tak ciekawostką było np że zwykłe mleko co dziś dla typowego mieszkanca Zakopanego i okolic  jest zwykłym ogólnodostępnym produktem  , kiedyś odgrywało fundamentalną rolę. Jak było dużo mleka to było wszystkiego pod dostatkiem a jak go brakowało to była wielka bieda. Krowa która nie dawała mleka to było jedno z najwiekszych niesczesć  i jedynie  czarami można było ją wyleczyć. Tak na prawdę  wiele było sposobów na zrobienie złości sąsiadom poprzez rzucania np. złych mocy czy uroków i równiez wiele było możliwości żeby to odkręcić. Ciekawie żę ciągle jeden drugiemu psocił ,w sumie to tak jak dzis, tylko że my robimy to poprzez inne narzędzia ;-). 

Magia była  bardzo popularna w leczeniach. Używano często  lokalnych ziół czy swojskich wyrobów.( apteki nie chulały tak jak dziś 😉 ) Wełna np. była jedna z popularniejszych narzędzi na wiele dolegliwości, leczyła bóle , kołtuny a czasami nawet służyła do czynienia zła.

Z tym ostatnim ciągle walczono, bo upiory, widma, topielce i czarownice w tamtych czasach wyjątkowo częśto obcowały z ludzmi. Były na nich również  sposoby, ale może nie będę wszystkiego zdradzał bo nie przeczytacie 😉

Czary Góralskie to wyjątkowa pozycja , napisana naprawdę w oparciu o wiele faktów i opowiadań z ludzi gór. Możecie wierzyć lub nie…..w magie , ale ona była, jest i będzie ciągle obecna  😉