Najlepsze pączki na Podhalu – czyli mój osobisty ranking tych specjalności

fot: od lewej Biedronka , Zarnecki , Mozdykiewicz

Jutro Tłusty Czwartek więc powoli zaczyna się szał na pączki. Jako że jestem fanem tego przysmaku postanowiłem się z wami podzielić miejscami które odwiedziłem podczas poszukiwań tego mojego ulubionego,  no i oto efekt 😉

1.Biedronka – Lotników, 34-400 Nowy Targ

Do Biedronki dałem się przypadkowo namówić na paczka no i w sumie nie żałuje. Pączek z Biedronki jest bardzo smaczny, chociaż odrazu podkreślam że to nie mój styl. Ja tam wole tłuste paczki z chrupiącą skórką a ten z Biedronki taki nie jest . Jak ktoś lubi jednak lżejsze wersje pączka to polecam . Pączek z Biedronki na pewno charakteryzuje się lekką strukturą, i naprawdę dużą dawką marmolady. Warto spróbować.;-)

fot; Biedronka

Piekarnia Mozdyniewiecz –  Na Równi 13, 34-400 Nowy Targ

Tu w tej ukrytej od centrum piekarni można naprawdę zjeżć bardzo dobre pączki. Struktura bardzo dobra bo puszysta i sprężysta ale moim zdaniem ich największym atutem to niewątpliwie nadzienie. Ze wszystkich znanych mi pączków tutaj nadzienie ( różane) mają zdecydowanie najlepsze więc też warto skusić się na pączka w tym miejscu.

fot:Mozdykiewicz

Piekarnia Zarnecki – Rynek 25, 34-400 Nowy Targ

Żarnecki to najpopularniejszy piekarz w Nowym Targu. Jego paczki są moim zdaniem najbardziej tradycyjne ze wszystkich. Cięzkie, duże i tłuste to styl za jakim ja przepadam . Chciałoby się tylko trochę więcej marmolady w środku lecz cóż wszystkiego mieć jednak nie można. Polecam to miejsce dla smakoszy mega tłustych pączków.

fot: Zarnecki

Samanta – Stanisława Witkiewicza 2, 34-500 Zakopane

W Samancie pączki również można zaliczyć do wersji soft. Dużo marmolady, lekka konsystencja , niewątpliwie to pączek delikatny. Jak lubicie takie wersje,to tutaj również warto wpaść.

 

fot:od lewej U Dańca, Samanta, Jagoda
fot:od lewej U Dańca, Samanta, Jagoda

 

Piekarni u Dańca – Kościeliska 5, 34-500 Zakopane

U Dańca niewątpliwie  znajdziecie pączki w stylu tradycyjnym . Spieczona skórka, ładna puszystość lecz podobnie jak u Zarneckiego trochę za mało marmolady( na zdjęciu nie widać jej bo była nie symetrycznie wtopiona ). Polecam też to miejsce bo pączki tutaj też można zaliczyć do hardcorowych.

Jagoda – Krupówki 38, 34-500 Zakopane

Jagoda mieści się na Krupówkach i warto też wybrać się do niej na pączki, które są wypiekane dosłownie przed naszymi oczami. Niezła konsystencja, dużo marmolady , w tym miejscu też zjecie dobrego pączka.

Ogólnie rzecz biorąc każdy pączek był na swój sposób oryginalny i dobry. Ja lubię pączki tłuste i cięzkie więc moimi faworytami na pewno zostali Daniec i Zarnecki lecz myślę że każdy na pewno znajdzie coś dla siebie. Polecam te miejsca i niech ten tłusty czwartek będzie wam naprawdę tłusty  . Pozdr Chef.

 

Elogio alla Lentezza

Dzisiaj o winie niezwykłym , bo wyjątkowe , rzadkie i oczywiscie bardzo przyjemne .

Elogio alla Lentezza ( bo to o nim mowa )to Minutolo w wersji rodzynkowej od domu I Pastini z Valle Itria ( Apulia). Jakiś czas temu degustowałem to cacko kilka miesięcy po zabutelkowaniu i naprawdę nieżle się prezentowało . Dużo kwiatów jaśminu, jabłek i gruszek powodowało że to wino niezwykle przyjemnie się piło a ten lekki słodkawy koniec nieżle zaskakiwał. Tak naprawdę piłem tą butelkę w ciemno i sam nie byłem pewien czy to wino deserowe  , bo zbyt świeże i  zbyt lekkie w porównaniu z rodzynkowymi winami jakie piłem dotychczas. Na pewno bardzo ciekawy projekt ze strony I Pastini,  bo promować  tak rzadkie Minutolo dzisiaj nie jest łatwe , szczególnie że wielu nadal myli go z popularnym Fiano. Jest to niewątpliwie bardzo dobre grono które zyskuje z czasem i sam miałem okazje się o tym przekonać. W grudniu została mi sprezentowana butelka wyzej wymienionego Elogio w wersji już utlenionej. No cóż…. całkiem inna bajka. W wersji świeżej to wino zaskakiwało owocami  w tej wersji znów zaskoczyło mnie niezwykle interesującą nutą palonego cukru. Taki  ” creme brule” naprawdę daje świetny efekt a oprócz tego warto wspomnieć też o interesującym   migdałowym winiszu i nadal obecnej choć w mniejszej sile dobrej swieżośći .  Wino na pewno całkowicie się zmieniło , nabrało całkiem innego charakteru i na pewno zyskało na złożoności w porównaniu z pierwotnym wydaniu . Elogio alla lentezza to naprawdę niezły kameleon . Mało takich win potrafi w ciągu swoich lat az tak ewoluować i dlatego brawa dla I Pastini że postanowili postawić na Minutolo. To wino znajdziecie wyłącznie w najlepszych enotekach i restauracjach ( produkcja jest butikowa więc niedługo już może go nie być).  Polecam

Trentino Tour: Stage 3-Cortina d’ Ampezzo

Któż nie zna słynnej Cortiny? Miejsce popularne z uwagi na oszałamiające trasy narciarskie i koncerty które odbywają się tu zimą . Cortina, to marzenie każdego narciarza lecz byliśmy ciekaw co to miejsce ma do zaoferowania  wiosną, więc nie zastanawiając się zbytnio ruszyliśmy w drogę.

Jak się okazało Cortina leży dość nieżle zagłebiona u stóp Dolomitów i tak naprawdę żeby do niej dojechać musimy się nieżle najpierw wspiąć na sam szczyt jakiejś góry a pózniej z niej zjechać.( Drogi  tak naprawdę w Dolomitach zauwazyłem że wyglądają tak samo, czyli są wszystkie kręte i strome). Do Cortiny jechaliśmy około godziny z naszego hotelu ,więc w sumie 40 km w godzinę nie było az  tak żle. Kiedy dojechaliśmy na miejscu zostawiliśmy samochód na miejskim parkingu i ruszylismy do centrum .

Tak jak mysleliśmy Cortina to małe miasteczko gdzie po za sezonem tak na prawdę nic się nie dzieje. Jest skromny ryneczek z kilkoma barami i restauracjami , jeden duży dom towarowy i od niego odbija krótka ulica handlowa, coś ala Krupówki . Tak naprawdę w tym okresie prawie wszystko było zamknięte. Nie udało nam się nawet nic  zjeść bo restauracje również tutaj są otwarte w sezonie albo weekendami.

Wiedziałem że tak będzie , ale musiałem to sprawdzić . Piekno Cortiny to tak naprawdę to co jest dookoła. Widać mega rozbudowaną infrastrukturę wyciągową i nie bez przyczyny jako jedyna lokalizacja we Włoszech dostała tytuł THE BEST OF THE ALPS. Jest tutaj ponad 100 km tras narciarskich z których ponad 95 procent jest również stucznie dośniezonych. Zimą odbywają się w centrum liczne koncerty i przedstawienia lecz latem samo miasto niem nic do zaoferowania .

Pokręciliśmy się troche po bocznych uliczkach , porobiliśmy kilka fotek , wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Val Pusteria na nas czekała , do Cortiny  jeszcze wpadniemy, ale na narty 😉

Trentino Tour : Stage 2 – Passo San Pellegrino i Schronisko „Fuciade”

Passo San Pellegrino to jedno z popularniejszych miejsc narciarskich w Val Fassa. Tak naprawdę znajdują się tu wyłącznie hotele  i wyciągi , które zimą przyciągają niebywale dużą ilość narciarzy.Znajdziemy tu niesamowicie dużo pięknych tras narciarskich i dla doswiadczonych narciarzy jak i dla tych co dopiero zaczynają swoją przygodę z białym puchem. Latem znów można wykorzystać to miejsce inaczej bo znajduje się tu niesamowicie dużo tras trekingowych . Jeśli lubicie kijki i te sprawy na pewno warto tu przyjechać , szczególnie że ceny noclegów w wiosnę  naprawdę są bardzo atrakcyjne.

My akurat znaleśliśmy się w San Pellegrino z kwesti przypadku. Szukaliśmy bazy noclegowej w centrum naszych zainteresowań no i tak wyszło że Passo San Pellegrino leżało najlepiej . Sama mieścina jak wspomniałem wcześniej nie oferuje nic poza bazą noclegową – brak tu sklepów, barów i restauracji. Bez samochodu tutaj niema szans coś zdziałać a najblizsze miasto to Moena,( odległa 5 km)  która też za wiele nie oferuje .  Plus  w San Pellegrino to niewątpliwie taki że  jesteśmy całkowicie zanurzeniu w przyrodzie, mamy piękne widoki, trasy spacerowe pod dostatkiem, no i spokój , po który wielu tu przyjezdza.

Pierwszego dnia pobytu w San Pellegrino własnie tego szukaliśmy -spokoju. Przeszliśmy się ciekawą trasą która początek miała obok naszego hotelu i kończyła w schronisku Fuciade. Tam własnie w schronisku zjedliśmy pyszny obiad i dlatego to miejsce polecam . Fuciade jak się pózniej okazało to  dość popularna restauracja w Val Fassie , słynie z lokalnych dań jak Canederli ,lecz to co moim zdaniem  ich  wyróżnia od reszty takich miejsc to  desery.   Ja zamówiłem mus z ricotty z sercem z marmolady pomidorowej i kulką lodów pistacjowych a Maria Panne Cotte z sosem z leśnych jagód. I jedno u drugie było wysmienite;-)Czuć było że robione na swieżo i z lokalnego mleka. Polecam szczególnie to miejsce , lecz ostrzegam że tutaj nie dojedziemy pod same drzwi. Jako że  Fuciade jest schroniskiem, jest dość oddalone od głównych arterii i tak naprawdę jedyna droga jaka tu prowadzi jest zamknięta dla ruchu samochodowego i zajmuje około 40 min pieszo.Bądz co bądz warto bo trasa jest niezwykle przyjemna a po drodze tak jak w naszym wypadku można spotkać kilka świstaków które akurat już przyzwyczaiły się do przechodzących tu turystów.

Tak by wyglądała sprawa mniej więcej w San Pellegrino. Tego dnia naładowaliśmy nasze akumulatory i byliśmy gotowi na dalsze podboje. Co się następnie wydarzyło niedługo na blogu 😉

Cabernet Sauvignon Malatinszky 2008

Węgry kojarzą nam się szczególnie z białymi słodkimi winami z  Tokaju. Zapominamy jednak że oprócz Tokaju na Węgrzech mamy też inne świetne regiony winiarskie a na szczególną uwagę zasługuje na pewno Villany. Ostanio piłem wybitne Cabernet Sauvignon właśnie z tego regionu i co tu dużo mówić , kolejna perełka.

Cabernet od Malatinszkiego to taki Cabernet jaki lubię . Dużo owocu czarnego z przewagą czarnej porzeczki i jeżyny. Duża koncentracja lecz wino bardzo pijalne i przyjemne.Harmonia w pełni a na końcu zostaje nam tylko lekka tanina i posmak czekolady i palonej kawy.  Takie dobre Cabernet Sauvignon szczerze   dawno nie piłem i z całą pewnością mogę rzec ze to jedna z lepszych pozycji dostępnych na naszym rynku.  Dzięki Rafa Wino.Oby więcej takich perełek. 😉

Halka – Restauracja Hotelu Aries w Zakopanem

We wrześniu ubiegłego roku miałem okazje zostać zaproszonym na kolacje do Halki. Niewątpliwie jest to młoda restauracja na mapie gastronomicznej Zakopanego, która oferuje niezłą ofertę fine diningową. Prawda jest też taka że w Zakopanem nie brakuje takich miejsc i  jak zresztą mnie śledzicie to  dobrze wiecie że moje ulubione miejsca tego typu to   Crocus i G.Tradycja . Teraz nadarzyła się okazja żeby poznać kolejne ciekawe miejsce i kto wie czy nie dołączy do tej dwójki.

Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie, to na pewno jest o czym pisać. Lokal został stworzony w stylu alpejskim ,lecz gdzieniegdzie są też akcenty góralskie choć  przewaga jest niewątpliwie tego drugiego. Sala jest dość obszerna i tak naprawdę dzieli się na trzy części. Pierwsza śniadaniowa, druga blisko kuchni mniej formalna i trzecia obok kominka która jest moim zdaniem najbardziej odpowiednia na wieczorne spotkanie.( aż się prosi żeby po obiedzie siąść tam z cygarem z i dobrym kielichem szkockiej)

Musze jednak przyznać że jak na mój pierwszy raz, Halka zaliczyła wpadkę już na wstępie. Byliśmy tego dnia dość wcześnie bo około 19,30 i chyba zaskoczyliśmy samą obsługę z powodu że nikogo nie było. Sprawdzałem wcześniej na stronie internetowej godziny otwarcia restauracji  i z tego co wyczytałem  miała ciągły czas pracy. Mimo że czekaliśmy na środku sali pare ładnych minut nikt się nie pojawił , dopiero z mojej inicjatywy postanowiłem zwrócić się do recepcji która dość szybko zareagowała . Po chwili oczekiwania przy wejściu pojawił się w końcu kelner i nas zaprosił do stołu. Otworzyliśmy karty i po szybkim przeczytaniu dość ciekawego spisu dań zamówiliśmy to na co mieliśmy ochotę.

Ja wybrałem carpaccio a na drugie ossobuco , Maria znów chłodnik a na drugie polędwice. Czekając na przystawki postanowiłem zamówić też  kieliszek wina , który jak się póżniej okazało był bardzo dobry. Korzystają z Coravina i to mnie bardzo ucieszylo bo zwykle w hotelowych restauracjach nie wiem czemu, ale zawsze wina na kieliszki trafiają mi się  utlenione. To Chianti Classico  było idealne , dobrze że przynajmniej tu wino jest takie jakie powiinno być.

Kiedy prawie kończyłem swój czerwony trunek  doszły przystawki i tu trzeba im przyznać że  naprawdę  bardzo ładnie wyglądały. Widać że w Halce dba się  o każdy szczegół, danie wygląda i to już cieszy oko na wstępie. W moim Carpaccio ( jagnięcina) mięso było najsłabsze, bo najmniej wyczuwalne , za to ciekawy był puder z oscypka i krople żelowe z balsamico. Chłodnik Marii znów był perfekcyjny. Idealna konsystencja no i ten smak !!!!Znów potwierdzam moją tezę  że w Polsce jada się najlepsze zupy na świecie i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Polak po prostu wie jak  powinna smakować zupa i uwierzcie mi że nikt inny takich nie robi. No ale wracając do Halki przystawki zaspokoiły nasz pierwszy głód , ja znów tymczasem zamówiłem drugi kieliszek Gallo Nero i czekając na kolejne główne danie spędzaliśmy naprawdę  miło czas w tej przepięknej sali.  Podczas naszego pobytu było kilka stolików, lecz odniosłem  wrażenie że wszyscy prawie byli hotelowi. Szkoda trochę że ta restauracja nie przyciąga klienta z Krupówek bo zresztą ceny w Halce  są naprawdę niskie jak na ten standard.

No ale wracając do rzeczy kluczowych a mówiąc ścisle do jedzenia  powoli przychodził czas na  dania główne  . Kiedy w końcu przyszły, moje oczy znów  przeżyły orgazm. Moje ossobuco było poprawne bo miękkie i polędwica również . Po równomiernym sercu stwierdzam że polędwica została przygotowana w Sous Vide czego trochę nie rozumiem, bo przecież oni mają świetne piece na lawie wulkanicznej, więc  dlaczego tego nie wykorzystać??? No ale może to moja niechęć do sous vide każe mi skrytykować idealnie upieczone mięso które rozpływa się w ustach i tak na prawdę takie dostaliśmy( ale kto wie czy z lawy nie byłoby lepsze ;-)). Tutaj też widać że do dań zostało użytych wiele ciekawych elementów jak  musy warzywne, suszone elementy dające strukturę no i esencjonalne sosy. Na talerzu na pewno wiele się dzieje , czasami może moim zdaniem za dużo. Ogólnie jednak trzeba ich pochwalić bo starają się na maxa. Używają wiele  lokalnych produktów , trochę  pomieszanych z orientem no i z tego co wiem,  to jest charakterystyczne dla  Michała Lelka . Oceniam ogólnie kuchnie na 5 ,obsługę na 4 a wystrój na 6. Halka to bardzo ładne miejsce na mapie gastronomicznej Podhala , 5 a nie 6 dałem za kuchnie, bo jak wspomniałem wcześniej na razie są dopiero na starcie i muszą udowodnić swoje . Już się powoli mówi o tym miejscu lecz Zakopane to bardzo dynamiczne miasto i co rusz tutaj coś nowego się pojawia. Ja zawsze doceniam lokal w dość dużym przedziale czasowym i dla mnie jeden raz nie świadczy o niczym , dlatego będę oczywiście wpadał częsciej do Halki , bo lubię to miejsce i mam nadzieje ze z  roku na rok będzie coraz lepiej ;-)Pozdr Chef

Frappato COS

Swego czasu Sycylia kojarzyła mi się z winami dość gęstymi, alkoholowymi i zwykle słodkimi. Tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy że  w takim miejscu gdzie  mamy słońce 300 dni w ciągu roku można   uzyskać tak niezwykle finezyjne wina. Dobrym przykładem takiego wina jest np. Frappato od COS. Frappato z tego co czytałem jest dość problematycznym w uprawie szczepem z uwagi na dość zwartą budowę grona która wraz z dojrzewaniem ma tendencje do pękania. To jest powodem wycieku  soków przez grono a nawet czasami zaatakowania jego przez pleśnie. Z tego względu wiekszośś winiarzy zrezygnowało jego uprawy na rzecz mniej problematycznych szczepów , lecz teraz jest tendencja żeby do niego wrócić.  Tak naprawdę dzisiaj chociaż jest powrót do Frappato  niewielu jeszcze go winifikuje, mało jest tych winiarzy na Sycylii a największe szanse na znalezienie kogoś kto uprawia Frappato znajdziemy w okolicach Ragusy czy Siracusy. COS to jeden z tych nielicznych.

 

Jesli mówić o samym winie to Frappato daje niesamowite świeże i owocowe wina. Jego charakterystyka to niewątpliwie owocowość co zresztą doskonale się potwierdza w winie  od COS. Wino po rozlaniu do kieliszka pokazuje swój piękny rubinowy kolor z odcieniami fioletu. Od razu w nosie czuć czerwone  owoce i kwiaty z naciskiem na maline. Wino jest niezwykle winne, świeże , miękkie i satynowe. Pierwsza myśl po wypiciu łyczka przeniosła mnie w dawne dzieje kiedy to sie próbowało malinowego wina z piwnicy babci. Bardzo przyjemne i lekkie to wino chciałoby sie pić w nieskończoność. Myślę że jest to wino  sycylijskie które idealnie własnie pasuje do tamtego klimatu więc  szczególnie polecałbym go w letnie gorące wieczory. Kieliszek takiego Frappato umili nam nie jeden taki wieczór . Pozdr Chef

 

Outis Bianco ( Nessuno ) – Ciro Biondi

 

Pewnego Wtorku miałem okazje wypić acyciekawe wino. Arcyciekawe bo wulkaniczne a dokładnie z winnicy u podnóża chyba najbardziej słynnego wulkanu Włoch – czyli Etny. W sumie pierwszy raz mam styczność z takim winem i tak naprawdę wielce byłem ciekaw co to za stwór. Wino zaprezentowało się odrazu ładnym jasno złotym kolorem z lekkim odblaskiem zielonkawym . Jasne , przejrzyste i błyszczące nadal zachęcało do dalszej jego degusacji. Po włożeniu nosa do kieliszka odrazu poczułem miłą woń owocową z jabłkiem golden na pierwszym planie. W ustach króluje niewątpliwie wielka mineralność , która jest cechą charakterystyczną win z tego regionu i lekka kwasowość która otula delikatnie posmak estragonu i pieprzu zielonego. Wino bardzo czyste , żywe i przyjemne. Szczerze, spodziewałem się czegoś innego, może coś bardziej prymitywnego, buchającego siarką i  z  dość okrutnymi taninami  które wykręcają po każdym łyku a tu znów mamy czysty i elegancki trunek. Pierwszy raz piłem wulkaniczne wino i mogę powiedzieć żę  przypomina mi ono niektóre wina  z okolic Bolzano jak Pinot Bianco Sirmian od Nals Margreid – również jabłkowe lecz oczywiscie z mniejszą mineralnośćią. W sumie z Veltlinera wzdłuż Dunaja też wiele podobnych cecha znajdziemy w tym winie a jak sie doszukac tej typowej nuty skalnej która pojawia się na końcu języka  to wiele takich cech pojawiają sie również  w Tokajskim Harszlevelu.

Podsumując , wino bardzo dobre , czyste i  co najważniejsze odzwierciedlające swoje terytorium . Warto podkreślić że Ciro Biondi jest naturalistą i małym producentem gdzie  Outis np. produkowane jest w liczbach od 2000 do 300o tysięcy co z tego względu też się to odbija na nie niską cenę tego wina. Warto go wypić w akompaniamencie smażonych ryb , czy jak to u nas w restauracji testowaliśmy z makaronem w sosie maślanym i swieżo mielonym pieprzem. Naprawdę polecam bo jest efekt. Pozdr

Dolcetto di Diano d’Alba ” Montagrillo” – Claudio Alario

dsc_0009-3Są wina na które czekam ze specjalną okazją a są i takie które otwieram o tak  bez powodu. Bierze się to niewątpliwie ze złożoności wina, jego ceny no i przede wszystkim jego pijalności. Dolcetto od Alario to takie własnie wino które piłbym codziennie bez wielkiego zastanawiania się , nie oczywiscie  z uwagi że jest słabe , bo nie jest , lecz z uwagi że jest mega przyjemne . Alario to znany winiarz z Alby który tak naprawdę można powiedzieć że skoncetrował się główne na gronie Dolcetto. (Robi oczywisćie też Barbere i Barolo ale słynie własnie bardziej z Dolcetto).Jego bazowe Dolcetto , które własnie nieraz mam okazje wypić , bez okazji 😉 jest takim winem na codzień, genialne w swojej prostocie i smaczne do ostatniej kropli. To takie wino które pewnie  jak byście byli w Piemoncie najczęsciej by wam było polecane do obiadu i w sumie się nie dziwie bo tam większość tubylców własnie takie wina pija. Dużo owocu, swojskie taniny, dobra struktura. Lubie takie wina bo są szczere i nie próbują udawać czegoś innego, bardziej wielkiego, lecz są tym kim są. Montagrillo oczywiscie jest winem  do codziennego obiadu lecz Alario jak wspominałem wcześniej  robi też inne Dolcetta , bardziej wyrafinowane jak Costa Fiore czy Prarudent. Dolcetto, niewątpliwie jak Barbera potrafi pokazać wiele różnych twarz i w sumie dobrze, lecz ja chyba bardziej wole pozostać przy prostocie.Złożone i wyrafinowane pozycje wole zostawić innemu wielkiemu z Piemontu a o kim mowa to na pewno już sami wiecie.

Winny wieczór z Moja Italia.

Jak mnie śledzicie to dobrze wiecie że uwielbiam Moja Italie. Lubię ich za ich winną pasje i angażowanie jaki wkładają w swoją pracę co niewątpliwie rodzi to zresztą niezłe rezultaty. Ostatnio znów ich gościłem i znów degustowałem naprawdę zacne pozycje. Tak naprawdę mowa o nowościach które Moja Italia wprowadziła niedawno do swojej oferty, jest ich dużo ,więc było czym kubki smakowe nacieszyć.

Na początku piłem  Sycylię a dokładnie dane mi było spróbować jedno białe i jedno różowe od Cantina Colosi. Białe było niewątpliwie cytrusowe, lekkie i słone . Największe wrażenie jednak zrobiło na mnie różowe. Pomidor na pierwszy plan i również słony koniec przetransportowały mnie odrazu na wyspę pełną słońca i otoczoną dookoła przez morze, czyli Sycylię. Co tu dużo mówić , mistrzostwo!!!

Po Sycylii skoczyliśmy trochę wzwyż Włoch a dokładnie do regionu  Romagni ( Emilia -Romagna). Tutaj też dane mi było zdegustować jedno białe i jedno czerwone.  Albana,czyli białe grono endemiczne z Romagni,  dzisiaj obok Sangiovese jest najwiekszym  reprezentantem tego regionu. Wino ze złotym kolorem pięknie prezentowało się w szkle a jeszcze lepiej pachniało i smakowało. Dużo tutaj świeżości i ziół lecz i nie brakowało drapieżnych tanin. Było bardzo  dobre jak i również jego czerwony brat Sangiovese di Romagna. Tutaj tez dominowała świetna świeżość, zapach fiołka polnego i te ciekawe taniny które chciałoby się akompaniować z dobrym serem z groty  czy szynką z Parmy

Z białych jeszcze liznołem Friulano od Arzenton i ono też było niezłe. Dużo kwiatu bzu, fajna mineralność i ten ciekawy migdałowy finisz pięknie uzupełniało to wino. Friulano co prawda  nie jest moim ulubionym szczepem  lecz tą wersje piłem z dużą przyjemnością.

Ciekawą niespodzianką tego wieczoru było jednak  Chianti które tak naprawdę Chianti dziś już  nie jest. Mowa o winie apelacji Toscana Rosso które ma korzenie dawnego Chianti. Czyli jednym słowem wino z blendem gron czerwonych i białych. Ciekawa propozycja , bardzo lekka , malinowa, taka jaką lubię wypić podczas letnich wieczorów.

Z czerwonych warto również napisać kilka słów o Freisie od P.Pelissero. Dla mnie to niezłe skamuflowane  Barolo , bo tak naprawdę poza intensywnością niema zbyt dużych róznic. Ładne taniny, ładny owoc, co tu dużo mówić, takie Langhe to ja mogę pić codziennie ;-).

Na koniec przyszło oczywiscie najlepsze a dokładnie Montefalco Rosso z Umbrii. Miałem kiedyś to wino w karcie  ale jakoś zapomniałem o nim i teraz załuje. Swietne wino, bo niezwykle dynamiczne i złozone. Bardzo kompleksowe , intensywne z naprawdę niezłym fniszem. Druga sprawa że kosztuje poniżej 5o zł wiec sami rozumiecie mój żal.

Ten wieczór kolejny raz potwierdził moje zdanie o Mojej Italii. Są odważni i niekonwencjonalni i za to niewątpliwie ich lubię. Oby tak dalej ;-). Do nast Chef