Ostanio dane mi było spróbować coś wyjątkowego i mało spotykanego. Czerwone rodem z Piemontu z endemicznych szczepów. Mowa tutaj o Sette Zolle co cięzko tą nazwe przetłumaczyć na Polski lecz nie ważna jest nazwa lecz ważne TO CO w butelce.
A własnie w butelce ciemny mocno rubinowy płyn otulony wiśniowym blaskiem o zapachu powideł śliwkowych, pieprzu, jagód, sciółki leśnej i co mi się chyba najbardziej spodobało lukrecji. W ustach bardzo soczyste, powiedziałbym nawet mięsiste z ciekawym owocem i ładną wkomponowaną taniną. No dobra jest i minus 😉 dla mnie trochę za wysoka kwasowość co wybija całą harmonie ,lecz może tak ma być więc nie wiem.
To wino to rocznik 2009 ( jedynie 5 lat ) , za młode jak na te klasę. Posiedzi jeszcze z kilka lat w piwniczce i może mnie przekona i kto wie czy za kilka lat nie powiem że to najlepsze piemonckie jakie kiedykolwiek piłem.
Wino z dużym potencjałem starzenia, dostępne ( jak zwykle mowa o czymś ciekawym ) u importera Moja Italia.