W 2015 roku miałem okazje spędzić dwa tygodnie w Trydencie i z tego powodu postanowiłem trochę opisać swoje wrażenia na temat tego, jakże pięknego regionu Włoch.
Jak zacząć od samego początku to przed wyjazdem do Trydentu starałem się znaleść trochę informacji , bo przecież to nie w moim stylu iść tak o sobie i szukać informacji na miejscu. Szukając trochę w internecie ( visittrentino), przewodnikach w księgarniach czy chociażby dopytując trochę informacji od znajomych mniej więcej wiedziałem czego mam się spodziewać. W skrócie wyobrażałem sobie Trydent jako krainę górską , gdzie króluje spokój, tradycja i przyroda. Dużo się nie pomyliłem, bo Trydent właśnie taki jest !!!Lecz niestety jednej rzeczy nie wziołem pod uwagę – skali tego miejsca.
„…wyobrażałem sobie Trydent jako krainę górską , gdzie króluje spokój, tradycja i przyroda. Dużo się nie pomyliłem, bo Trydent właśnie taki jest !!!”
Jak rzucimy wzrokiem chociażby na google map to Trydent nie wydaje się tak na prawdę duży ( a jest ogromny ) i tak naprawdę miedzy jednym a drugim większym miasteczkiem jest co prawda średnio jakieś 20 km. Oczywiscie 20 km na autostradzie to nic ,lecz na krętych i stromych górskich dróżkach uwierzcie mi że to cała wieczność.
Pamietam właśnie ze podczas naszego wyjazdu pomyslałem (głupio wtedy ) żeby ominąc autostrade i pokierować się górskimi drogami. Pomysłałem że fajnie będzie , bo widoki super, bo zobaczymy miasteczka itp. To był jednak nie za dobry pomysł, szczególnie w moim przypadku. Z granicy austryjackiej niedaleko Lienz kierowaliśmy się dość niezłą drogą do Bolzano, pózniej jednak pomyślałem żeby własnie skócić wszystko w Brunico i odbić na Corvarę a tam znów dalej w kierunku Moeny gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Powiem tak : z Brunico do Moeny bedzie coś ponad 100 km i tak naprawdę google maps pokazywał ze powinniśmy jechać jakieś dwie godziny , ale tak naprawdę jechaliśmy ponad 4 godziny. Dokładnie tak 100 km w 4 godzin co wychodziło średnio 25 km na godzinę( ale robiliśmy dwa postoje 15 min ).
„…20 km na autostradzie to nic ,lecz na krętych i stromych górskich dróżkach uwierzcie mi że to cała wieczność.”
To była moja pierwsza wpadka w Trentino ,czyli to ze tutaj drogi są niezwykle kręte i niebezpieczne. Oczywiście dla mnie, jako kierowcę vana ( Mercedesa Vito ) nie za wygodnie się jechało, ale znów innym jak np. motocykliści mieli tutaj niezłą frajdę. Przez cały czas jak jezdziłem po tych górskich trasach z zazdroscią patrzyłem jak motocykliści mnie wyprzedzają i z utęsknieniem czekają na następne „tornante” ( zakret o 180 stopni ) żeby znów się „położyć” jak to w ich slangu . Dla nich tornante był elementem pożądanym, ja znów przejeżdzając ich ponad 300 w czasie mojej przygody w Dolomitach miałem ich serdecznie dosyć.(No ale mój błąd , trzeba było wziąść 500 i tez bym zaszalał na tych dróżkach ale niestety wyszło jak wyszło.)
Ogólnie narzekałem na te drogi, ale z drugie strony to raj dla motocyklistów i nie tylko, bo można było spotkać również tu wiele sportowych samochodów ciągnącym pod górę z niezłym rykiem silnika czy chociażby wielu rowerzystów co stawiali sobie za cel niezłą górkę.
Nie było tak żle w sumie z tą jazdą, bo z czasem automatycznie nauczyłem się pokonywać zakrętasy dość łągodnie moim vanem, ale w przyszłości raczej bym chyba z niektórych tras zrezygnował bo były na prawdę na skraju przepaści.
W Dolomitach jeśli chodzi o drogi warto pamiętać ,że te wyjątkowo strome i kręte prowadzące zazwyczaj na jakiś szczyt, który pewnie jest na wysokości ponad 2000 m n.p.m( bo tam drogi własnie na takiej wysokości są) nazywają się „Pass0”. Jak jesteści motorem czy niezle zawrotnym samochodem to warto takich dróg szukać bo dadzą wam niezły wycisk adrenaliny. Jeśli znów wolicie spokojną jazdę to lepiej takich dróg unikać. Oczywiscie są miejsca jak Cortina gdzie tylko takimi passami dojedziemy na miejsce ,więc tak naprawdę wtedy nie mamy wyboru, ale w innych przypadkach warto dorzucić jakieś 30 km na innej trasie żęby być godzine wczesniej na miejscu Druga sprawa jeśli znów trafimy na takie passo to nieuniknione będą własnie tornanti.Trzeba na nich szczególnie uważać bo czasami są wyjątkowo ciasne i strome co wiele razy zdarzyło mi się ( szczególnie na początku ) je po prostu scinać zajezdzając na przeciwny pas. Zazwyczja srednio jest ich od 15 do 30 . Ja własnie zjedzając z Corvary w Alti Badi pamiętam że naliczyłem ich chyba 33. Fajne że każde tornante jest ponumerowany i jak będziemy zjezdzać przykładowo ze szczytu gdzie pierwszy tornante ma 33 nr to wiemy tak na prawdę ile bedzie ich jeszcze czekało na nas na dole.
„…jeśli chodzi o drogi warto pamiętać ,że te wyjątkowo strome i kręte prowadzące zazwyczaj na jakiś szczyt, który pewnie jest na wysokości ponad 2000 m n.p.m ( bo tam drogi własnie na takiej wysokości są) nazywają się „Pass0″”
No dużo objechaliśmy tak naprawdę dróg kretych w tym Trydencie , ale mimo przelotnych nerwów i tak było warto . Bedać na ponad 2000 km nad poziomem morza autem człowiek ma wrażenie jak by był na Giewoncie , z tą różnicą ze tu wsiadamy w auto i jedziemy dalej. Niewątpliwie najpiękniejszym miejscem który zdobyłem samochodem była Corvara w Alta Badii. Na samej górze mimo ze na dole było ponad 15 stopni dalej lezał biały snieg O widokach nie wspomne bo były niesamowite , a najfajniejszą rzeczą oprócz widoków jaką pamietam to przydażyła się nam jak zjezdzaliśmy ze szczytu, bo swistaki przebiegały nam droge. Szczerze nigdy wczesniej nie widziałem swistaka , chociaż troche sie nachodziłęm po Tatrach, lecz tu w Dolomitach niesamowicie łatwo na nie trafić i przechodzą przez drogę notorycznie jak u nas koty ;-).
„Niewątpliwie najpiękniejszym miejscem który zdobyłem samochodem była Corvara w Alta Badii.”
Zjezdzając powoli ze szczytu zastanawiałem się gdzie u nas w Tatrach są takie drogi i tak naprawdę jedyna która może sie równać z tym wszystkim to Oswalda Balzera prowadząca na Łysą Polane. To jeden z wielu argumentów które potwierdza skalę tego miejsca, bo jeśli u nas mamy jedną trasę asfaltową górską to tam jest ich ponad 30.
Pierwszego dnia dojechaliśmy niedalego Moeny w hotelu mieszczącym sie na passo San Pellegrino prowadzącym do Monte Civetta. Przyjechaliśmy póżnym wieczorem koło 23 , na szczęscie gospodarz mimo że spodziewał się nas o 18 czekał cierpliwie i ciepło nas przywitał. Zjedliśmy coś małego co nam uszykował i poszliśmy spać. Jutro czekała nas podróż piesza, mieliśmy dość samochodu ( zresztą niema się co dziwić po 15 h samochodem ;-), chcielismy poczuc prawdziwa aure tego miejsca spacerując po pięknych dolinach u stóp Dolomitów.