Wracając do domu

DSC_0052

Jak co roku przed świętami zawsze jedziemy do Włoch bo to trzeba soczyste  pomarańcze kupić, puszyste panettoni, musujące Berlucchi  i wiele tych rzeczy których niestety u nas w Polsce bardzo cięzko byłoby dostać a szczególnie na Podhalu.

Wszystko byloby piękne gdyby nie fakt że trasa do Bel Paese niestety to bite 10 godzin. Jest troche męcząco lecz przynajmniej wieksząsć to autostrady którymi można dość szybko pomykać. Po swiątecznych zakupach wracając z Włoch trzeba pojechać autostradą Alpe Adria która uważam za jedną z najpiekniejszą autrostrad we Włoszech ( i podwzględem infrastruktury i pod względem  widoków ). Pieknie jest oglądać ten widok lecz ja już chyba się przyzwyczaiłem już do innego który moim zdaniem jest ładniejszy;)

DSC_0026

No i przedewszystkim jak widze ten drugi to już wiem ze jestem już w domu 😉

DSC_0051

 

Umbria Tour: Stage 6 : Lago Trasimeo

DSC00346

Podczas mojej podróży tego lata po Umrii naprawde potwierdziły się moje przypuszczenią że Umbria to wspaniałe miejsce.  I tak chociaż Umbria nie ma dostępu do morza to podobnie jak  górale ma jedną perełke – górale mają Morskie Oko a w Umbrii mają Jezioro Trazymeńskie.

Przeznaczyłem jeden dzien na zwiedzenie całego jeziora i miasteczek półożonych na jego brzegu i naprawde uważam to miejsce za wspaniałe. Może to dlatego że zwiedzając Umbrie to cały czas ciągły się lasy, góry i gaje oliwne i człowiek potrzebował może troche odmienności lecz czy ja wiem… Na pewno Jezioro Trazyminskie to już inny krajobraz. Tutaj mamy bagna, łąki no i przedewszytkim woda która rozlewa się na cały horyzont.

Warto objechać jezioro dookoła i zatrzymac się w bardziej turystycznych miasteczkach jak Castiglione de Lago czy Pasignano sul Trasimeno lecz ja polecam udać sie do dawnej mało znanej przez turystów wioski rybackiej o nazwie San Feliciano. To tutaj dalej podtrzymywany jest przemysł rybacki na jeziorze i stąd wieksząść ryb ląduje na stołach najlepszych restauracji michelin w całych Włoszech.

Zatrzymając samochód na parkingu warto przejść sie promenadą wzdłuż jeziora. Jęsli zajrzymy tu rano to zobaczymy rybaków którzy wracają swoimi małymi łódkami z jeziora w południe znów ci sami rybacy sprzedawszy już swoje ryby w punckie skupu niedaleko San Feliciano naprawiają swoje sieci lub po prostu siedzą przy stole grając w karty popijając dobre wino. Czuje się naprawde że tutaj swiat sie zatrzymał i oni zyją tak jak ich dziadkowie kilka set lat temu.

Po spacerze w okolicy warto zajrzec do małego muzeum gdzie pokazane sa nowe i stare techniki połowu ryb i również flore i faune zamieszkającą ten niezwykły krajobraz. Znajduje się tu również frantoio czyli tłocznia oliwy. Niestety tego dnia była zamknięta i nie miałem okazji kupić oliwy miejscowej lecz z całą pewnością wiem że naprawde musiała być przepyszna.

Tak naprawde San Feliciano jest malutkie i oprócz spacerowania niema tutaj wiele do zrobienia lecz polecam szczególnie tutaj zatrzymać sie na obiad. Odkryłem bardzi ciekawą restauracje która podaje własnie wielojako przyrządzone ryby z tego własnie jeziora. Jest troche schowana i z zewnątrz nie wygląda zachęcająco lecz w środku to już inna bajka. „Da Settimo” – tak sie nazywa ta restauracja ,znajdziemy tradycyjną kuchnie i przede wszystkim opartą wyłacznie o produkty miejscowe.  Dla przykłady warto na początek wziość przystawke z Tasimeno. Jest to talerz na którym mamy małe rybki ” latteri ” smażone w całości w oleju, bruschetty z różnymi pastami rybnymi i kawiorami z tutejszych ryb i  również kawąłki grilowanych ryb. Dalej warto sięgność po domowo wyrabiane makarony z kawiorem z karpia lub z sosem rybnym. Na danie główne oczywiście wiele ryb do wyboru przyrządzane według naszej fantazji ( z grila, z pieca, z patelni , duszone, z pary )Jednym słowem uczta dla ciała i nie tylko.

Kuchnia umbryjska bardzo mi smakowała i napewno nie zapomne nigdy wołowiny duszonej  z Sagrantino , makaronu z truflą letnią Scorzone i sera  Pecorino dojrzewany w dawnych  jaskińiach  lecz szczerze w Trasimeno ta restauracja nie ma sobie równych. Tutaj  moge powiedziec z cąłą pewnośćią ze jadłem najlepsze słodkowodne ryby  w całym swoim życiu. Polecam . Pozdr Chef

DSC00367

Gdzie na dobrego Moskola ?

Oprócz kuchni włoskiej oczywiście pasjonują mnie również inne kuchnie a szczególnie góralska. Lubie znanego góralskiego placka  z ziemniaków – Moskola i naprawdę uważam ze dobrego,  mało kto umie  dobrze zrobić. Do tych co na pewno wiedzą jak powinien wyglądać Moskol można zaliczyć karcme pod Stancyjom. Mała Karczma mieszcząca się w Bukowinie Górnej . Łatwo ją przeoczyć, bo się nie reklamuje zbytnio i to w sumie  moim zdaniem dobrze , bo im mniej ktoś robi szumu wokół siebie tym  z doswiadczenia wiem że dobrze gotuje.

Jak mam tylko wolny czas to zawsze wstąpię do karcmy pod Stancyjom na moskala z masłem czosnkowym. Można tez skusić się na  kwaśnice tylko dla mnie jeszcze trochę za mało kwaśna lecz równie bardzo dobra. W lecie oczywiście warto spróbować domowych pierogów ze świeżymi  jagodami i bitą śmietaną (śmietana nie ze spraya jak wszyscy tylko ubita ręcznie z odrobiną cukru)

ps. Jak znacie miejsce gdzie można zjeść równie dobrego Moskala to piszcie, zawsze dobrze podzielić się radami o dobrych miejscach.

http://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g652068-d2697634-Reviews-Pod_Stancyjom-Bukowina_Tatrzanska_Lesser_Poland_Province_Southern_Poland.html

Calisaya

Oto ciekawy artykuł o Calisay

Fratelli Rovero Barbera d’Asti Chinato Calisaya

Podobno pierwowzór Calisai stworzył Staś dla Nel, gdy ta zachorowała na malarię – gorzki ekstrakt z kory chinowca (chininę) połączył z innymi ziołami i tę miksturę dla zabicia goryczy wymieszał z winem i cukrem.

W naszym kraju zachorowania na malarię zdarzają się coraz rzadziej, mogę więc ze spokojem napisać, że Calisaya to stara piemoncka receptura, stworzona przez tamtejszych farmaceutów i zielarzy, powstająca z połączenia Barbery d’Asti DOC z naparem z kory chinowca (łac. Cinchona caisaya), drzewa kwasji (Lignum quassiae) i korzenia gencjany oraz wielu ziół, m.in. rumianku, ziaren kardamonu, kwiatu muszkatołowego czy owoców jałowca. Na szczęście reszta procesu brzmi już bardziej znajomo – połowa wina dojrzewa przez 12 miesięcy w beczkach, połowa w stalowych kadziach, a dojrzałe wino mieszane jest z cukrem i wymienionymi wyżej ziołami. Tak stworzona całość leżakuje kolejnych 12 miesięcy w dużych beczkach.

W efekcie tych skomplikowanych winiarsko-farmaceutycznych zabiegów, których autorem są włoscy bracia Rovero powstaje wino, które, zapewniam Was, robi wrażenie na każdym próbującym go po raz pierwszy. Smakuje trochę jak słodki, ziołowy likier. Dla otwartych głów będzie to wino, którego schłodzony kieliszek chętnie wypiją na digestif i to nie tylko po ciężkim posiłku. Poza oczywistymi aromatami ziół i wyraźną słodyczą znajdziemy tu też czerwone owoce, a nawet trochę pieprzu. Czujemy obecność chininy, zwłaszcza w gorzkiej końcówce, ale najciekawsze jest to, że te wszystkie na pozór przeciwstawne aromaty znajdują nić porozumienia. Calisaya ma 16% alkoholu i bez problemu przetrwa 15–20 lat, więc jeśli szukacie gwiazdkowego prezentu dla fana podobnych trunków, właśnie go znaleźliście.

(Importerem jest Moja Italia, można je kupić w cenie od 180 zł za butelkę (17 zł za kieliszek) w restauracjach współpracujących z importerem: Delizia(Warszawa) LechaleT Italian Restaurant e Pizzeria (Murzasichle), Aventino Restauracja Rzymska i La Traviata (Lublin). 

Źródło: wino udostępnione do degustacji przez importera.

Autor: Maciej Nowicki  zródło: Winicjatywa (adres poniżej)

http://winicjatywa.pl/2013/12/06/fratelli-rovero-calisaya-barbera-dasti-chinato-moja-italia/

100

4

Jest i w końcu setny post. Pamiętam jeszcze jak zaczynałem z kilka lat temu od kilku wpisów i teraz się nazbierało aż tyle. Jeden powie że dużo inny powie że mało,ja  jak na moje możliwości jestem i tak zadowolony bo nie wydawało mi się że az tyle napisze ;).

Moja pierwsza przygoda z blogiem zaczeła się wraz z powstaniem internetowej strony Lechalet. Pamietam że głównie chodziło mi w postach żeby goście którzy do nas przyjezdzają mieli jakieś dodatkowe informacje. Odpowiadałem na częste pytania w restauracji, opisywałem co i czemu tak jest u nas  i głównie wszystko co obracało się w Lechalet.

Dziś mój stosunek do bloga się troche zmienił. Traktuje go bardziej niz jako informacje dla potencjalnych klientów coś w rodzaju prywatnego dziennika. Zauważyłem że często wertuje go w przeszłość żeby dowiedzieć sie jak było rok temu, co testowałem, przypomnieć gdzie byłem i co robiłem.

Wiem że jest kilka osób które codziennie zaglądają na mojego bloga i bardzo z tego powodu się ciesze. Nie dość że cieszy już mnie sam fakt że robie to dla dokumentowania swojej pracy to również czasami więm że również mogę czymś kogoś zainteresować. No bo w sumie na tym polega Blog. Czytamy to co zwykli ludzie publikują i czasami wierzcie mi że wiecej się tam dowiemy np. o kuchni niż w branżowych gazetach. Ja również mam kilka blogów które cały czas sledze i nie wyobrażam sobie dnia bez przeglądania co nowego ci ludzie napisali.

Ciesze się że już tyle napisałem i mam nadzieje napisać następne 100 postów. Ważne tylko żeby znalazł sie czas, bo tematów jest od groma. Pozdr Chef

Zapasy przed….

DSC_0036

Ważną sprawą w winach jest transport. Nie każdy wie że wino podczas podróży jak zwykły człowiek może sie po prostu zestresować. Dokładnie tak. Wiedzą o tym ci co próbowali raz jedno wino odrazu przywiezione z pewnego miejsca a np tydzien pózniej  to samo wino smakowało o wiele lepiej. Niewiem dokładnie czemu tak się dzieje lecz fakt faktem jest to prawda.

Z tego powodu my również dbamy o jakość  naszych win i z uwagi że przyjezdzają prosto  z Włoch wolimy je już zakupić o wiele wczesniej niz sie sezon zaczyna żeby sie ustabilizowały. Powoli już mamy wszystkie pozycje  brakuje nam juz tylko jednego zamówienia które nie lada chwila będzie u nas.

W tym roku wprowadziliśmy wiele nowych win, które królują na stołach najlepszych restauracji w Polsce ale również i Włoch. Chcemy dać możliwość degustowania również tutaj w Murzasichlu win które nikt by się nie spodziewał znaleść w takim miejscu. Do jednych z najciekawszych pozycji napewno zaliczyłbym wina od Bressan. Niesamowity człowiek który jest znany głównie z jego specyficznych i naturalnych win. Uprawia wyłacznie szczepy endemiczne i na skraju wyginięcia. Jest jednym z najbardziej znanych naturalistów w Friuli i jego wina są po prostu odzwierciedleniem idealnej harmonii i szacukniem między człowiekiem a winoroślą.

Z jego win w naszej restauracji będzie dostępne białe cuvee Carat który jest blendem 3 winogron uprawianych w Friuli ( Tokai, Ribolla, Malvasia ) i 2 czerwone : Schiopettino i Pignol czyli friulijskie Pinot Noir. Zapraszam wszystkich pasjonatów wina do degustacji. Pozdr

rew

Xavier

W całej Polsce jest alarm pogodowy z uwagi na orkan znad skandynawii o imieniu Ksawery. Noc u nas w Murzasichlu była bardzo wietrzna, rano znów się troche uspokoiło lecz ma być jeszcze jedno uderzenie które będzie trwało do godz. 14.00. 

Ogólnie w górach nie odczuwa się tak niebezpiecznego zjawiska jak potwierdzają media bo tutaj na podhalu takie wiatry to normalna rzecz. Jedyne co może sprawić problemy to snieżyca która powouduje niebezpieczne wydmy na ulicy. Obecnie miałem okazje przejechać sie Murzasichlem i dorgowcy panują nad zjawiskiem tak że niema powodów do obawy. 

Dla wszystkich którzy jednak planują przejazd przez Murzasichle proponuje dla większego bezpieczenstwa omiajać ten odcinek do południa  bo tak jak to się stało w Małym Cichym jest jeszcze niebezpieczentwo że drzewo może spaść na ulicy.

Nero di Lupo: Azienda Agricola COS

Ostatnio niewiem z jakiego powodu nachodzą mnie chęci na wina południowe. Bywało swego czasu że jak słyszałem o winie południowym to mi sie kojarzyło z sikaczem. Teraz już oczywiście mam dobre zdanie o winach południowych bo pije je częsciej i za każdym razem mnie w jakiś sposób zachwycają.

DSC_0046

Niedawno miałem okazje napić się wyjątkowego wina z COS w Sycylii. Nazywa się Nero di Lupo co w przetłumaczeniu na polski oznacza Czarny jak Wilk.Jest to wino robione z dość popularnego i endemicznego szczepu sysylijskiego Nero d’Avola. Nie jest to topowe wino winnicy bo COS słynie głównie z Cerasuolo di Vittoria który jest blendem z Nero D’avola i Frappato. Ale  że lubie bardziej skupiać sie na jednoszczepowych winach żęby pożnać podstawowe walory terenu ja własnie wybrałem Nero di Lupo.

Już na samym poczatku powiem że butelka na pewno jest specyficzna. Pewnie jest odniesieniem do dawnych butelek lecz wogóle ma się wrażenie jakby w niej nie było 750 ml wina tylko 0,5. Mała troche niezgrabna lecz na pewno oryginalna. Po otwarciu wlałem wino do kieliszka i zaczołem badać kolor. Ładny bo żywy, błyszczący intensywny i ciemo wiśniowy.  W nosie również wiśnia która króluje w mniejszym stopniu wyczuwalne tytoń i co ciekawe nuty zwierzęce. Niewiem czy nazwe Czarne jak Wilk  producent skojarzył z zapachem lecz czuc tutaj troche skóry i siersci. Kojarze dobrze ten zapach bo na ogół często przy wyrabianiu stucznych much do łowienia pstrąga posługuje się sierciami sarny, lisa czy innych zwierząt z lasu i własnie ten zapach czuć w tym winie. Nie jest to oczywiście żle lecz moim zdaniem nawet bardzo fascynująca sprawa. Druga sprawa że smak tego wina jest po prostu doskonały. Idealnie zbalansowane, idealna równowaga gdzie na koncu pozostawia troche kwasowości tak dla pikanterii.Pije się to wino bardzo dobrze i naprawde butelka zeszła mi bardzo szybko. Napewno kupie jeszcze to wino bo jest naprawde smaczne szkoda troche jedynie ze cena nie jest zachęcająca bo 84 zł , mówie się trudno i żyje się dalej.Pozdr Chef

 

1234